Prawie nikt nie zadaje tzw. „niewygodnych” pytań. Aż prosiłoby się, by każdego (a w pierwszej kolejności każdego prominentnego) „kapłana «Tradycji»” spytać publicznie: czyje imię wymienia w kanonie Mszy świętej w miejscu przeznaczonym na wspomnienie papieża oraz biskupa miejsca?

W „instytutach” oraz „bractwach” „Tradycji” powszechnie obowiązuje następująca zasada: prywatnie, w cichości duszy swojej, możesz wyznawać wiarę katolicką w całej rozciągłości, możesz uznawać, że heretyk automatycznie traci urząd kościelny (jeśli go w ogóle objął), możesz nie wymieniać nikogo w miejscu przeznaczonym na wspomnienie papieża i biskupa miejsca – wszystko to możesz; nie wolno ci jednak mówić o tym publicznie.

I dosyć łatwo daje się w praktyce ukryć własne stanowisko w sprawie papieża i biskupa miejsca. Przecież kanon Mszy świętej kapłan wypowiada po cichu, a nawet jeśli któryś z ministrantów czy wiernych z pierwszych ławek coś usłyszy, trudno traktować to jako publiczny dowód w sprawie.

Są jednak takie dwie okoliczności w roku, które wymagają publicznego zadeklarowania swojego stanowiska w omawianej kwestii. Cóż to za okoliczności, Drodzy Czytelnicy? Otóż Wielki Piątek i Wielka Sobota. Liturgia pierwszego z tych dni przewiduje na drugim miejscu wśród śpiewanych głośno, publicznie modlitw, następującą: „Oremus et pro beatissimo Papa nostro [tu wstawia się imię]”… etc. Nie da się przed tym uciec. Albo celebrans tę modlitwę śpiewa, wymieniając imię aktualnie panującego następcy świętego Piotra albo – w okresie sedevacante – całkowicie ją pomija. Liturgia Wigilii Paschalnej przewiduje z kolei wykonanie Exsultetu, w którym również padają (lub nie) imiona papieża oraz biskupa miejsca. To również dzieje się publicznie.

Jak wybrnąć z tej opresji? Otóż niekiedy wygląda to tak: działo się to jeszcze za życia Józefa Ratzingera… Spotkali się w Wielkim Tygodniu przedstawiciele jednego z koncesjonowanych przez obecny Rzym zgromadzeń „tradycyjnych”. Jeden z wymieniał w Kanonie Mszy „papieża Franciszka”, drugi – „papieża Benedykta”, trzeci zapalał ogarki obu pretendentom – mówił: „papieża Franciszka oraz papieża Benedykta”, czwarty natomiast nie wymieniał nikogo – uznawał bowiem Stolicę Apostolską za nieobsadzoną. Zważmy: czterej „kapłani «tradycji»”, cztery różne stanowiska w sprawie ziemskiego zwierzchnika Kościoła – Kościół zaś „jeden, święty, powszechny i apostolski”. Cóż robić? Kto ma odprawić liturgie Triduum? W Wielki Czwartek – dowolnie, bo Kanon po cichu. W Wielki Piątek i Sobotę damy tego, który publicznie wymieni „papieża Franciszka”, bo tym sposobem unikniemy skandalu, niejasności, konieczności tłumaczenia się w Kurii (a każdy myśli i tak swoje); w Niedzielę Zmartwychwstania – znów dowolnie, bo Kanon po cichu.

Jak czynił x. Gommar DePauw? Otóż według relacji zaprzyjaźnionego z nim blogera Introibo, przynajmniej od 1999 roku nie wymieniał w Kanonie „Jana Pawła II”. W poprzednim nawiązującym do tego zagadnienia tekście zastanawialiśmy się, jak x. DePauw postępował w sprawie biskupa miejsca. Otóż doczekaliśmy się odpowiedzi i to od naocznego, a może raczej nausznego, świadka. Wspomniany p. Introibo wspomina (w komentarzu pod niniejszym tekstem: https://introiboadaltaredei2.blogspot.com/2023/07/defending-jesus-as-messiah.html):

„Ksiądz wymieniał w Kanonie imię biskupa Kurza (jako że znajdował się pod jego bezpośrednią jurysdykcją biskupią) do dnia śmierci dobrego i wiernego Biskupa w roku 1973. Nigdy później nie wymieniał w Kanonie imienia ŻADNEGO innego biskupa. Rozpocząwszy 23 czerwca 1968 r. działalność kaplicy Ave Maria nie podlegał archidiecezji Nowego Jorku, lecz diecezji Rockville Centre (RVC), na którą składają się w całości hrabstwa Nassau oraz Suffolk. Została ona powołana decyzją Piusa XII w roku 1957, a pierwszym ordynariuszem został bp Walter Kellenberg.


Kellenberg miał być zarówno pierwszym, jak i ostatnim ważnie wyświęconym biskupem
diecezji RVC. X. DePauw miał o nim następujące zdanie: „zbłąkany”. Bp Kellenberg zmył się z obrad Vaticanum Secundum, by wyruszyć na wycieczkę krajoznawczą po Włoszech! W 1971 r. zastąpił go wstrętny i obrzydliwy „bp” John McGann. Czynił wszystko, co w jego mocy, by powstrzymać x. DePauwa i uczynić jego życie nieznośnym. „Biskup” mówił wszystkim, aby nie korzystali z posługi „ekskomunikowanego księdza” z kaplicy Ave Maria. X. DePauw szybko zatrudnił prawnika i był gotów wytoczyć McGannowi proces o zniesławienie, gdy ten wycofał fałszywe oskarżenie o ekskomunikę i stwierdził, że ksiądz «postępuje niezgodnie z nauczaniem Soboru»; x. DePauw uznał to za komplement. [Wygląda na to, że x. DePauw podejmował dozgonne starania, by z punktu widzenia hierarchii Novus Ordo znajdować się w, nazwijmy to, „raczej uregulowanej sytuacji kanonicznej” – strzegł się jak diabeł święconej wody stawiania się w położeniu, które skutkowałoby oficjalnym potępieniem go, ekskomuniką, formalnym uznaniem go za schizmatyka].

Po McGannie nastał „bp” James McHugh, który przejął stery diecezji w styczniu roku 2000, zmarł zaś w grudniu tego samego roku. Po śmierci wskazano na jego udział w próbach tuszowania przestępstw seksualnych nieokiełznanego sodomity, „kardynała” Teda McCarricka („Wujka Teda”). McHugh został w sekcie Novus Ordo doktorem teologii; tytuł przyznał mu w latach osiemdziesiątych uniwersytet Angelicum. (Jak szybko upadła ta niegdyś wybitna katolicka instytucja).

Następną żałosną namiastką istoty ludzkiej był „bp” Billy Murphy. Pełnił funkcję „biskupa pomocniczego” w (uwaga! przygotujcie się) BOSTONIE. Czy potrzebuję pisać coś więcej? [Autor odnosi się tu do serii skandali seksualnych z udziałem duchowieństwa Novus Ordo z tej archidiecezji].

Oto fragment dokumentacji z dochodzenia przeprowadzonego przez biuro prokuratora generalnego stanu Massachusetts pt. Seksualne wykorzystywanie dzieci w rzymskokatolickiej archidiecezji bostońskiej: «Biskup Murphy nie udzielił organom ścigania żadnych wiadomości o licznych domniemanych przypadkach przestępstw seksualnych dokonywanych przez duchownych, które badał; nigdy też nie doradził kardynałowi [Bernardowi Law, jak przypuszczamy – przyp. tłum.], aby to uczynił. Nawet będąc w posiadaniu niezbitych dowodów, biskup Murphy bardziej dbał o to, by uniknąć publicznego skandalu i zatroszczyć się o byt domniemanych przestępców seksualnych, niż o ochronę dzieci przed wykorzystywaniem”. [Bloger Introibo (prawdopodobnie ze względu na to, że sam jest prawnikiem) przykłada wielką wagę do orzeczeń organów państwowego wymiaru sprawiedliwości – przyp. tłum.].

Murphy wysiedlił część nielicznej grupki zakonnic, jakie jeszcze zostały w diecezji, aby urządzić dla siebie odnowiony apartament za sumkę ośmiuset tysięcy dolarów pochodzących z tacy zbieranej co tydzień wśród członków sekty Novus Ordo na potrzeby diecezji!! Zadeklarowany cel brzmiał: „uzyskać prywatność, by w atrakcyjny sposób podejmować gości-duchownych” (!?!). Gdy prace renowacyjne zostały ukończone, „biskup” miał do dyspozycji olbrzymich rozmiarów apartament z nowym kominkiem obudowanym dębiną, pomieszczenie do przechowywania wina z regulacją temperatury oraz wyłożoną marmurem łazienkę. Nieźle! Gdzie podziała się „sprawiedliwość społeczna” i „troska o ubogich”?

W schedzie po McGannie Murphy przejął dzieło prześladowania x. DePauwa. Gdy ksiądz w 2005 r. stanął przed trybunałem Bożym, wszyscy modliliśmy się na różańcu czuwając przy zwłokach. Któż zjawia się w drzwiach przedsionka? „Jego ekscelencja”! Osoba odpowiadająca z ramienia Ruchu Katolickiej Tradycji (CTM) za przebieg czuwania i pogrzebu, kazała mu wyjść! „Przybyłem, aby odmówić różaniec za x. DePauwa” – odparł Murphy (Jasne! jakby ten modernistyczny klaun KIEDYKOLWIEK odmawiał różaniec!). W odpowiedzi usłyszał, że może się pomodlić w PRZEDSIONKU, lecz nie w pomieszczeniu, gdzie leżą zwłoki, jako że był księdza wrogiem! Murphy uczynił tak, po czym miał czelność wrócić i powiedzieć temu, kto go wyprosił: „Mogę odprawić Mszę żałobną za księdza w kaplicy Ave Maria. Jestem biskupem diecezjalnym; to legalne”. (Msza byłaby ważna, jako że Murphy został konsekrowany w roku 1964).

Choć z autorem poniższych słów często się nie zgadzam, tę jego odpowiedź po prostu UWIELBIAM: „Panie Murphy, nigdy nie będzie pan NIC robił w naszej kaplicy. Jest pan wyznawcą innej religii”. Poczerwieniawszy jak burak, Murphy wyszedł, by nigdy już nie powrócić.

Obecnie, od roku 2017, diecezja Rockville Centre ma świeckiego zarządcę, Johna Barrosa, który nie jest ani kapłanem, ani biskupem.

Podsumowując: po śmierci biskupa Kurza x. DePauw nigdy nie wspominał w Kanonie żadnego innego biskupa!!”.

Pociągnęliśmy sprawę dalej: jak postępował x. DePauw podczas liturgii Wielkich Piątku i Soboty? Odpowiedź blogera brzmi: „Jak w przypadku sedevacante – niczyje imię nie padało”.

Od pewnego (całkiem niedługiego) czasu przywykliśmy sądzić, że „publiczne” oznacza: „opublikowane w internecie”. Jeśli coś nie figuruje sieci, nie istnieje. Jeśli ktoś nie ogłosił elektronicznym drukiem „deklaracji doktrynalnej” lub tp., uznaje się, że niczego do publicznej wiadomości nie podał. Tymczasem liturgia Kościoła ma (w nienadzwyczajnych okolicznościach) charakter jawny, publiczny. Można więc uznać, że wielkopiątkowe oraz wielkosobotnie wymienienie imion aktualnego lokatora Pałacu Apostolskiego (lub też, dla odmiany, Domu Świętej Marty) tudzież kurialnego stolca albo ich pominięcie stanowi swoisty rodzaj deklaracji publicznej. Być może takiej „niepełnej”, „nieuzupełnionej o publiczne wyjaśnienie” – z rodzaju owej opisywanej przez Mrożka sytuacji, w której pracownik biura, spostrzegłszy na ulicy poza godzinami pracy szefa w służbowym kapeluszu i zastanawiając się, czy mu się ukłonić (jak się nie ukłoni – niedobrze, bo niegrzecznie; jak się ukłoni – niedobrze, bo zauważy, że szef bezprawnie używa służbowego kapelusza poza godzinami oraz miejscem pracy), wybiera rozwiązanie następujące: „Więc ukłoniłem mu się, udając, że go nie widzę”.

Tekst i tłumaczenie: Fidelis Zagurski