SPIS TREŚCI
- Intencja „wewnętrzna” i „zewnętrzna”
- Talleyrand
- Co może współkonsekrator
- Ortodoksja uprzednia względem autorytetu apostolskiego
- Pogłoski oraz ich siewcy
- List abpa Thuca w sprawie ważności święceń abpa Lefebvre’a
- Skandaliczne konsekracje arcybiskupa Thuca
- Domniemana spowiedź
CZĘŚĆ 1: Zawiązanie akcji. Hutton Gibson miota oskarżenia. Pożytki z lektury źródeł. Czy kardynał Liénart był masonem?
Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat niejednokrotnie podawano w wątpliwość ważność święceń arcybiskupa Lefebvre’a. Powoływano się na argument, że kardynał Achilles Liénart, który najpierw wyświęcił Lefebvre’a na kapłana, a później na biskupa, należał podobno do masonerii. Kardynała oskarżano również o inne bezeceństwa. Wszystkie owe domniemane Liénartowe niegodziwości miałyby z automatu powodować, że wewnętrznie wstrzymał on intencję lub wyraził intencję czynienia czegoś innego niż czyni Kościół (nie) udzielając Lefebvre’owi sakramentu święceń – czyniąc go tym samym nieważnym.
Zauważmy, że data rzekomego przystąpienia kardynała Liénarta do masonerii jest według niektórych wcześniejsza niż data wyświęcenia Marcelego Lefebvre’a na biskupa (późniejsza jednak niż data wyświęcenia go na kapłana); stąd zwolennicy automatycznego wątpienia o ważności sakramentów udzielanych przez wolnomularza musieliby uznać, że Lefebvre został ważnie wyświęcony na księdza (przez Liénarta, który nie miał jeszcze wtedy należeć do masonerii), lecz na biskupa – już nie. Wedle tej interpretacji Marcelemu Lefebvre’owi przysługiwałby co prawda tytuł sacerdos in aeternum, ale episcopus in aeternum – już nie.
Niektórzy idą dalej i twierdzą, że Marceli Lefebvre nie był nawet księdzem, ponieważ Achilles Liénart „miał (z dawien dawna) intencję szkodzenia Kościołowi”, a zatem z automatu traktujemy (nie)udzielane przezeń sakramenty jako pozorne. Jak ludzie żyjący niemal sto lat po dniu święceń kapłańskich abpa Lefebvre’a są w stanie odgadnąć stan duszy Achillesa Liénarta i stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, z którym dniem i w której sekundzie postanowił szkodzić Kościołowi, pozostaje zagadką. Może jednak miało to miejsce po 21 września 1929 roku, gdy wyświęcił Lefebvre’a na kapłana, i w związku z tym późniejszy założyciel stowarzyszenia Apostołów Jezusa i Maryi (półtajna, lecz autentyczna nazwa FSSPX) jest jednak przynajmniej prezbiterem?
Z problemu zgrabnie wybrnął i załatwił go za jednym szerokim zamachem Hutton Gibson (tak, ojciec tego Mela Gibsona od Pasji). Stwierdził bowiem autorytatywnie, że Achilles Liénart był „apostatą i wolnomularzem […] na wiele lat przed własną «konsekracją biskupią». Wolno nam w zasadny sposób kwestionować, czy czczący diabła mason trzydziestego stopnia miał intencję otrzymania sakramentu zgodnie z intencją Kościoła. Kościół bez wątpienia nie miał nigdy zamiaru udzielać sakramentów odstępcom od wiary”.
Wbrew temu, co się powszechnie uważa i bezwiednie (by nie powiedzieć „bezmyślnie” i bez sprawdzenia źródeł) powtarza, Hutton Gibson nie wysuwa tezy, że święcenia kapłańskie i biskupie abpa Lefebvre’a są nieważne, ponieważ podczas ceremonii biskup (a następnie kardynał) Achilles Lienart powstrzymał intencję czynienia tego, co chce czynić Kościół. Teza Huttona Gibsona wyrażona w cytowanym wyżej fragmencie brzmi: święcenia kapłańskie i biskupie abpa Lefebvre’a są nieważne, ponieważ nieważne są święcenia biskupie kard. Lienarta. Kard. Lienart (jako „czczący diabła mason trzydziestego stopnia”) nie miał intencji przyjęcia święceń biskupich, więc biskupem nie został (mimo że wszelkie znaki zewnętrzne na to wskazywały), gdyż nie miał intencji przyjęcia konsekracji biskupiej. Achilles Lienart, jako nie-biskup, nie mógł wyświęcić ani konsekrować abpa Lefebvre’a, ponieważ władza udzielania sakramentu święceń kapłańskich oraz episkopatu zarezerwowana jest dla biskupów. Tak brzmi teza Huttona Gibsona.
(Mamy tu czynienia z sytuacją analogiczną do tej, jaką obserwujemy w przypadku badania twórczości najwybitniejszego polskiego pisarza, Cypriana Norwida. Od dziesięcioleci „badacze” powtarzają to, co interpretatorzy opowiedzieli im o dziełach Norwida, zaniedbują jednak zbadania materiału źródłowego tj. samych dzieł Norwida).
Zwróćmy uwagę, że Hutton Gibson nie podaje żadnych dowodów, źródeł, przypisów, mających świadczyć na rzecz tezy, iż kard. Achilles Lienart był „czczącym diabła masonem trzydziestego stopnia”. Z braku przesłanek wydaje się roztropnym traktować te oskarżenia w kategoriach plotki.
(Co więcej, zmarły nie tak dawno w słusznym wieku ponad stu lat ojciec słynnego Mela podpiera swoje twierdzenia drugim jeszcze „dowodem”. Przeczytajmy raz jeszcze: ” [Achilles Liénart był] apostatą i wolnomularzem […] na wiele lat przed własną «konsekracją biskupią». Wolno nam w zasadny sposób kwestionować, czy czczący diabła mason trzydziestego stopnia miał intencję otrzymania sakramentu zgodnie z intencją Kościoła. Kościół bez wątpienia nie miał nigdy zamiaru udzielać sakramentów odstępcom od wiary”. Do argumentu o braku intencji przyjęcia święceń Hutton Gibson dodaje drugi: jego zdaniem Kościół nie ma intencji udzielania święceń kapłańskich ani sakry biskupiej niekatolikom – w domyśle: skoro Kościół nie ma takiego zamiaru, nie udziela ich. Ale przecież nawet na przykład wschodni heretycy i schizmatycy, którzy udzielają sakramentów bezprawnie, „kradnąc” je Kościołowi katolickiemu, udzielają ich WAŻNIE. Zatem i drugi argument Gibsona upada).
Jedynym historycznym źródłem, na którym opiera się po dziś dzień oskarżenie Achillesa Liénarta o bycie masonem, jest anonimowy „pan B.”, którego rzekomą relację możemy – idąc śladem omawiającego tę kwestię w artykule pt. Dziury w masońskim murze Ramy Coomaraswamy – między bajki włożyć. W tekście pochodzącym jeszcze z roku 1982 Coomaraswamy zadaje na początek pytanie: Czy kardynał Liénart był masonem? I odpowiada: „To, rzecz jasna, kwestia kluczowa. Jeśli kardynał Lienart masonem nie był, nie istniałaby podstawa do podawania w wątpliwość ważności święceń arcybiskupa Lefebvre’a. Jakie zatem dowody przedstawia się na przynależność Lienarta do wolnomularstwa?
CZĘŚĆ 2: „Tajny szambelan papieski” i „czarne msze”. Tajemniczy pan Be. Marcel Lefebvre publicznie się tłumaczy. O powadze „niepodważalnych źródeł”.
Najbardziej konkretnym źródłem dowodów na przynależność kard. Lienarta do wolnomularstwa jest książka zatytułowana Nieomylność papieska (L’lnfaillibilité Pontificale) autorstwa francuskiego pisarza Marquisa de la Franquerie [ur. jako André Lesage]. Mówi się o nim jako o „tajnym szambelanie papieskim, który mieszka w miejscowości Lucon w Wandei” oraz „uczonym historyku o szczególnej wiedzy w zakresie infiltracji katolickiej hierarchii we Francji przez wolnomularstwo”. Przedstawia się go jako tradycjonalistę i przyjaciela arcybiskupa Lefebvre’a.
W książce na stronie 80 w toku rozważań na temat działań modernistów pod kątem przygotowań do soboru watykańskiego drugiego, Marquis wspomina, niemal półgębkiem, że kardynał Lienart był „lucyferianininem”, który uczestniczył w „czarnych mszach”. Pod koniec długiego przypisu dotyczącego innego zagadnienia, a zahaczającego o kolejną stronę, Marquis dodaje: „Ta postawa kardynała nie powinna dziwić nikogo, kto wiedział o jego przynależności do lóż wolnomularskich i lucyferiańskich. Z tego właśnie powodu autor niniejszego opracowania [t.j. Marquis de la Franquerie] zawsze odmawiał towarzyszenia kardynałowi Lienartowi w oficjalnych ceremoniach jako tajny szambelan.
[c.d. cytatu:] „Inicjacja kardynała nastąpiła w loży w Cambrai, której przewodniczył czcigodny brat Debierre. Lienart nawiedzał często lożę w Cambrai, trzy loże w Lille, jedną w Valenciennes i dwie w Paryżu; jedna z paryskich lóż miała składała się w znacznej mierze z parlamentarzystów. W roku 1919 Lienart zostaje desygnowany na «gościa» (18. stopień wtajemniczenia), a następnie, w roku 1924, na stopień trzydziesty. Przyszły kardynał spotyka w lożach brata Debierra i Rogera Solengro. Debierre był jednym z informatorów kardynała Gasparriego, którego inicjacja nastąpiła w Ameryce, oraz kardynała Hartmanna, arcybiskupa Kolonii, różokrzyżowca.
„Kardynał należał do Międzynarodowej Ligi Przeciw Antysemityzmowi, gdzie spotkał ponownie Marka Sangniera i księdza Violeta.
„Zdarzyło nam się spotkać w Lourdes z ex-masonem, który 19 lipca 1932 roku został doznał cudownego uzdrowienia z ropiejącej rany na lewej stopie, która przysparzała mu cierpień przez czternaście lat; 18 lipca 1932 r. uzdrowienie owo Biuro Weryfikacyjne uznało za cudowne. Uzdrowiony mężczyzna, pan B., powiedział nam, że w czasach, gdy nawiedzał lożę lucyferiańską, spotkał tam kardynała, którego rozpoznał, i aż oniemał z zaskoczenia”.
Inne z cytowanych źródeł to sam arcybiskup Lefebvre. W przemówieniu, które wygłosił 27 maja 1976 r. w Montrealu, powiedział, co następuje:
„Dwa miesiące temu w Rzymie tradycyjny periodyk «Chiesa Viva» opublikował – widziałem go w Rzymie na własne oczy – na tylnej stronie okładki, zdjęcie kardynała Lienarta w pełnym stroju masońskim w dniu jego przystąpienia do wolnomularstwa […]; z kolei podano daty, wskazujące kiedy awansował na dwudziesty, a następnie trzydziesty stopień wtajemniczenia; w tej a tej loży, w tym a tym miejscu. Tymczasem, w ciągu dwóch lub trzech miesięcy od publikacji tych materiałów, nie doszło do żadnej reakcji; nikt wiadomościom nie zaprzeczył. Otóż tak się nieszczęśliwie złożyło, muszę wam wyznać, że kardynał Lienart to mój biskup: to on wyświęcił mnie na kapłana, to on konsekrował mnie na biskupa. Nic na to nie mogę poradzić. […] Na szczęście, moje święcenia są ważne. […] Niemniej jednak to, czego się o kardynale dowiedziałem, sprawiło mi wielką udrękę”.
Wspomniany 51. numer czasopisma «Chiesa Viva» datował się na marzec roku 1976. Znajdował się w nim artykuł zatytułowany: Il Cardinale Achille Liénart era Massone [Kardynał Achille Liénart był masonem].
Pamięć zawiodła jednak arcybiskupa Lefebvre’a, zdjęcie bowiem przedstawiało kardynała Lienarta w zwykłym stroju duchownego, poniżej zaś zamieszczono rysunek przedstawiający monumentalne drzwi wejściowe do budynku, wokół których znajdowały się symbole wolnomularstwa. Ilustracja ta nosiła tytuł: „Drzwi wejściowe do świątyni masońskiej”.
Artykuł, którego autor nie został podany, stwierdza, że źródłem zawartych w nim informacji są strony 81 i 82 cytowanej wyżej książki pt. Nieomylność papieska.
Inny włoski periodyk, czasopismo Si si, no no, również informuje nas, że kardynał Lienart był wolnomularzem. Źródłem tej wiadomości okazuje się jednak znów być Nieomylność papieska Marquisa de la Franquerie.
I tak oto, Drogi Czytelniku, przedstawia się całkowita suma „dowodów” na to, że kardynał Lienart był wolnomularzem! Wszystko opiera się o twierdzenia Marquisa de la Franquerie.
Czytelnika może zainteresować, że według gazety pt. „The Sword of Truth” [„Miecz Prawdy”]: „Z niepodważalnego źródła [Czy istnieje jakiś inny rodzaj źródła? – ironiczna uwaga Autora tekstu] dowiedzieliśmy się ostatnio, że inicjacja Jana XXIII w masońskim Zakonie Templariuszy dokonała się w roku 1935. Teraz rozumiemy, dlaczego przyjął imię antypapieża Jana XXIII…”. [TUTAJ AUTOR ARTYKUŁU Z „MIECZA PRAWDY” SPRYTNIE PRZEMYCA MYŚL, ŻE JAN XXIII BYŁ PAPIEŻEM – przyp. Red.].
Dla tych zaś, którzy woleliby przedsoborowego papieża-wolnomularza, mamy brata Józefa McCabe’a (autora Historii wolnomularstwa), którego autorytetem stwierdzamy, że Pius IX również był masonem. Wedle tego źródła „najbardziej zajadły krytyk masonów przed Leonem XIII sam był masonem; pewnego razu Francuzi puścili w obieg portret Piusa IX w pełnych regaliach masońskich […] Dudley Wright podaje w swoim dziele pt. Rzymski katolicyzm a wolnomularstwo jawny dowód na prawdziwość tego oskarżenia. Pius IX został przyjęty do loży Elerna Catena w Palermo w roku 1839, gdy był już 46-letnim księdzem; inne dokumenty wskazują na to, że jako papieski legat na Amerykę Południową został przyjęty do lóż w Montevideo”.
W pierwszym przypadku „niepodważalne źródło” pozostaje, rzecz jasna, nieznane. Jakże to wygodne! W przypadku drugim mówi się o tym, że „do obiegu dostał się portret”. Teraz być może już zaginął? A „dokumenty świadczą o tym”, że Piusa IX przyjęto do masonerii. Gdzież znajdują się te dokumenty? Czyżby zatonęły wraz z Titanikiem?
Tekst Marquisa charakteryzuje podobna szczupłość materiału dowodowego: „pan B.”, który wiedział o sprawie w roku 1932, a mimo wdzięczności dla Najświętszej Maryi Panny za cudowne uzdrowienie, i mimo że wiedział, iż Achilles Lienart uczy w seminarium w Lille, wyświęca tam księży i konsekruje biskupów, zdecydował się nie dzielić swym cennym sekretem. Nie ma to jak „niepodważalne anonimowe źródło”!
Czy „pan B.” obawiał się, że wolnomularze zabiją go? Dlaczego zatem zdecydował się podzielić tajemnicą później, gdy wcale nie miał podstaw, by czuć się bezpieczniej?
Mówiono mi – niestety źródło tych informacji nie było niepodważalne – że dokumenty zawierające podpisy składane kardynała w owych rozmaitych lożach istnieją i można je okazać. Zadaję niniejszym pytanie: czy duchowny bez wątpienia pnący się w hierarchii tajemnej i diabolicznej organizacji wpadałby tak po prostu z wizytą do miejscowej loży i składał swój podpis w księdze gości? Raczej wątpię. Należy mieć dużo większy szacunek wobec organizacji wolnomularskich i nie wierzyć w to, że prawdziwy prowokator pozwoliłby się kiedykolwiek w loży zauważyć. Jeśli chodzi o „dokumentację”, w obecnych czasach można ją bardzo łatwo sprokurować rozmaitymi metodami technicznymi.
Można spytać: jakie są źródła twierdzeń Marquisa? Poza anonimowym „panem B.”, nie podaje on żadnych. W przypadku innych, zgodnych z prawdą twierdzeń dotyczących masońskiej infiltracji, Marquis dostarcza w swojej książce odnośników, które da się poddać weryfikacji; jeśli idzie o oskarżenie kardynała Lienarta, nie podaje żadnych źródeł w postaci dokumentów. Najzwyczajniej w świecie coś twierdzi: nie podaje dowodów ani niepodważalnych przesłanek.
Wreszcie autor, Marquis de la Franquerie, informuje nas, że wiedział o tym wszystkim od dziesięcioleci i wskutek tego nie towarzyszył kardynałowi Lienartowi w „oficjalnych ceremoniach jako tajny szambelan”.
Otóż wydaje mi się wielce osobliwe, że Marquis, którego spotkał ten wielki zaszczyt, iż został mianowany tajnym szambelanem papieskim, nie uczynił nic, by owa straszliwa sprawa wyszła na jaw wtedy, gdy miał dostęp do władz Kościoła przed soborem watykańskim drugim. Czemu czekał aż do połowy lat siedemdziesiątych, by podzielić się ze światem swymi wiadomościami?
Wygląda na to, że nie możemy brać żadnego z podawanych przezeń „dowodów” na poważnie. To tanie poszukiwanie sensacji, które niczego nie dowodzi.
Jesteśmy zatem moralnie zobowiązani, by uznać „oskarżonego”, kardynała Lienarta, za nie winnego zarzucanych mu czynów”.
CZĘŚĆ 3: A jeżeli…? Liénart – mason – co z tego wynika? Intencja „wewnętrzna” i „zewnętrzna”. Leon XIII o pseudoksiężach.
Z kolei Rama Coomaraswamy zadaje teoretyczne pytanie: A gdyby Liénart rzeczywiście był masonem?
I odpowiada: „[…] dla czystego rozważania przyjmijmy, że Lienart faktycznie był masonem.
Pytanie, jakie powinniśmy sobie wtedy postawić, brzmiałoby: Czy wpłynęłoby to na ważność konsekracji dokonywanych przez kardynała Lienarta?
Atakujący arcybiskupa Lefebvre’a twierdzą, że tak, i przykładają wielką wagę do rzekomej chronologii zdarzeń. Chronologia owa przedstawia się następująco: kardynał Lienart; urodzony: 1884; święcenia kapłańskie: 1907; przystąpienie do masonerii: 1912; awans na 30. stopień wtajemniczenia: 1924; x. Lienart zostaje biskupem: 1928; wyświęca późniejszego arcybiskupa Lefebvre’a na kapłana: 1929; zostaje kardynałem: 1930.
Otóż przy stwierdzaniu ważności święceń stosujemy zwykłe kryteria dotyczące ważności któregokolwiek z sakramentów. Potrzeba „intencji, materii, formy, szafarza oraz odpowiedniej dyspozycji mającego przyjąć sakrament”.
Możemy założyć, że materia i forma święceń, jakich bp Lienart udzielił x. Lefebvre’owi, spełniała wymagania Kościoła, ponieważ błąd popełniony w tym zakresie podczas tak uroczystej i publicznej ceremonii jak święcenia kapłańskie z pewnością nie uszedłby uwadze.
Jeśli chodzi o osobę szafarza, Kościół naucza, iż do ważności sakramentu nie wymaga się, aby wyznawał prawdziwą wiarę ani znajdował się w stanie łaski uświęcającej. Kapłani i biskupi grzeszni, heretyccy, schizmatyccy oraz odstępcy od wiary wciąż mogą ważnie (choć grzesznie i bezprawnie) udzielać sakramentów, pod warunkiem, że zastosują właściwe materię i formę oraz mają potrzebną intencję.
Pytanie (gdyby biskup Lienart faktycznie był masonem) NIE dotyczyłoby zatem tego, czy w ogóle byłby w stanie ważnie udzielić sakramentu, ale tego, czy rzeczywiście go udzielił. Innymi słowy: czy wstrzymał intencję udzielenia sakramentu albo czy miał intencję czynienia czegoś przeciwnego temu, czego wymaga Kościół?
Oczywista odpowiedź brzmi: nie wiemy i nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć; nie potrafimy bowiem wejrzeć w serce biskupa Lienarta w roku 1929. Wedle ustanowionego, a raczej zdefiniowanego przez Kościół na Soborze Trydenckim warunku, szafarz sakramentu musi „mieć intencję czynienia tego, co czyni Kościół” (sesja 7, kanon 11). [„Kan. 11. Jeśli ktoś twierdzi, że u tych, co sprawują sakramenty i ich udzielają, nie jest potrzebna intencja przynajmniej czynienia tego, co czyni Kościół – n.b.w.”].
Czy możliwe jest, aby wolnomularz miał intencję czynienia tego, co czyni Kościół? Odpowiedź brzmi: tak. Może on również wstrzymać intencję udzielenia sakramentu albo mieć intencję czynienia czegoś przeciwnego niż czyni Kościół – ale to samo dotyczy każdego księdza czy biskupa w kontekście każdego z sakramentów.
Idąc nieco głębiej w rozważaniach, intencję można scharakteryzować jako „zewnętrzną” i „wewnętrzną”. Intencja zewnętrzna znajduje swoje odzwierciedlenie w poprawnym sprawowaniu rytów – ale nie jest wystarczająca do ich ważności. Jeśli szafarz nie miałby właściwej intencji wewnętrznej, działałby w swoim własnym imieniu i swoją własną mocą, nie zaś w imieniu i mocą Chrystusa. Dokonywałby więc czysto naturalnego aktu – nie zaś działania nadprzyrodzonego.
Kluczowe pytanie brzmi zatem: jak możemy stwierdzić i rozpoznać, że szafarz ma ową „wewnętrzną intencję”?
Na temat tej kwestii wypowiedział się papież Leon XIII w odniesieniu do święceń anglikańskich:
„Kościół nie osądza, natomiast to, co zewnętrznie się ujawnia, powinno się w tej rzeczy osądzić. Rzeczywiście, jeśli ktoś sprawuje sakrament i wymaganą materię i formę poważnie i zgodnie z rytem zachowuje, o nim samym sądzi się, że bez wątpienia zamierza czynić to, co czyni Kościół. Na której to zdrowej zasadzie opiera się nauka, która utrzymuje że jest prawdziwym sakrament [chrztu] czyli to, co posługą ludzką heretyków albo nieochrzczonych, byleby tylko zgodnie z rytem katolickim było wykonane” [Apostolicae Curae, 33]. [C.d. tego punktu brzmi: „Przeciwnie jeżeli ryt zostałby zmieniony taką decyzją, tak że wprowadzony byłby inny, w Kościele nie przyjęty, tak iżby to było przeciwne temu co czyni Kościół i temu co z ustanowienia Chrystusa dotyczy natury sakramentu, wówczas jest jawne, że nie tylko pozbawiony jest intencji wymaganej do sakramentu, ale intencję posiadałby sakramentowi wrogą i przeciwną”].
Prawdopodobnie poprawniej byłoby powiedzieć, że Kościół nie jest w stanie osądzić intencji szafarza wyłącznie na podstawie przesłanek wewnętrznych z tego prostego powodu, że nie jest w stanie faktycznie ich poznać.
Zatem ci, którzy twierdzą, że kardynał Lienart był masonem i z tego względu nie udzielił ważnie święceń kapłańskich abpowi Lefebvre’owi, przypisują sobie prawo czynienia czegoś, do czego władzy nie ma nawet Kościół: władzy osądzania niewyrażonych intencji szafarzy sakramentu.
Wszystko, co powiedzieliśmy powyżej, nie ma prowadzić nas do wniosku, że poprawne sprawowanie rytów „widzialnych”, przy braku jakiejkolwiek intencji, wystarczy do ważności sakramentu – taka opinia została przecież przez Kościół potępiona. Sens naszych rozważań podsumowuje następujące stwierdzenie: Jeśli brak zewnętrznych dowodów jasno wskazujących na to, że szafarz nie ma intencji czynienia tego, co czyni Kościół, należy zawsze zakładać, że szafarz w istocie ma intencję czynienia tego, co czyni Kościół.
A zatem św. Tomasz z Akwinu naucza, że „szafarz sakramentu działa w osobie całego Kościoła, którego jest przedstawicielem; w słowach, które wypowiada, wyraża się intencja Kościoła; to wystarcza do ważności sakramentu, chyba że coś przeciwnego zostałoby wyrażone przez szafarza lub przez przyjmującego sakrament” (Summa, część III, pyt. 64, 8 & 2).
Nie jest zatem konieczne, aby szafarz sakramentu był moralnie czysty ani prawowierny. Św. Augustyn naucza, że „złe życie, jakie prowadzą niegodziwi ludzie, nie działa na szkodę sakramentów Bożych, czyniąc je nieważnymi albo świętymi w mniejszym stopniu”. Św. Tomasz traktując o tym samym pisze: „w kotekście udzielania sakramentów duchowni Kościoła działają na kształt narzędzi. […] Narzędzie nie działa ze względu na siebie samo, lecz mocą tego, który się nim posługuje […] Duchowni Kościoła nie swą własną mocą oczyszczają z grzechów tych, którzy przystępują do sakramentów; nie oni udzielają im łaski; czyni to Chrystus Swą własną mocą, używając ich [duchownych] jako narzędzi” (Ibid. 6 [chyba powinno być 64], ad. 1). Wyrażając to nieco inaczej: szafarz działa jako „przekaźnik” Chrystusowej łaski pod warunkiem, że w żaden sposób nie przeciwdziała Chrystusowi i Jego intencji używając swej wolnej woli do wzbudzenia intencji osiągnięcia odmiennego celu.
Powiedzieliśmy również, że szafarz nie musi zachowywać ortodoksji. Jak naucza św. Tomasz: „Ponieważ duchowny działa w kontekście udzielania sakramentów niczym narzędzie, działa mocą nie własną, ale Bożą. Otóż tak jak miłość podlega mocy człowieka, podobnie rzecz ma się z wiarą. Stąd więc, tak jak do ważności sakramentu nie jest konieczne, by szafarz znajdował się w stanie łaski uświęcającej, a sakramentów mogą udzielać ważnie nawet grzesznicy; podobnie: nawet niewierzący może udzielić sakramentu ważnie, pod warunkiem, że zachodzą inne konieczne warunki. […] Nawet jeśli szafarz myli się właśnie co do tego sakramentu, którego udziela; choć uznaje, że dokonywana przezeń czynność zewnętrzna nie powoduje żadnych skutków wewnętrznych; ma jednak świadomość, że Kościół ma intencję udzielenia sakramentu poprzez czynność zewnętrzną – mimo niewiary szafarza może on mieć intencję czynienia tego, co czyni Kościół, choć uważa to za nie przynoszące żadnych skutków. I taka intencja jest wystarczająca [do ważnego udzielenia sakramentu]” [Ibid., 64, 9].
Skoro jesteśmy przy św. Tomaszu, zaznaczmy też, że bezprawne udzielanie sakramentów w żaden sposób nie czyni ich nieważnymi. Akwinata stwierdza, że „jeśli ktoś został przez Kościół zasuspendowany, ekskomunikowany lub odebrano mu stanowisko, nie traci władzy udzielania sakramentów, lecz pozwolenie na jej używanie. Jeśli zatem istotnie udzieli sakramentu, czyni to ważnie, ale popełnia grzech” [Ibid., 64; 10 & 3].
Rzecz jasna, otrzymujący sakrament również grzeszyłby otrzymując go z rąk takiego szafarza, „chyba że usprawiedliwia go niewiedza”. Papież Paschalis II stwierdza zatem: „idąc śladem przykładu naszych Ojców, którzy na przestrzeni wieków przyjmowali święcenia nowacjan, donatystów oraz innych heretyków za ważne, uznajemy za ważnie wyświęconych biskupów wymienionego wyżej królestwa, którzy otrzymali sakrę ze schizmatyckich rąk […]”. Kościół, oczywiście, nawet u heretyków zakłada zwyczajną intencję – to jest: intencję czynienia tego, co czyni Kościół.
W końcu należy zauważyć, że żaden ze świeckich „papieży”, rozsiewających pogłoski o masońskich powiązaniach kardynała Lienarta, nie jest w stanie powołać się na choćby jednego katolickiego teologa – ani tym bardziej papieża – który nauczałby, że święcenia udzielone przez masona należy uznawać za nieważne ze względu na brak właściwej intencji”.
I wreszcie następuje opis historycznego precedensu, czyli casusu biskupa Talleyranda, niewątpliwego masona, rewolucjonisty, właściwie wszystkiego co najgorsze:
CZĘŚĆ 4: Talleyrand – czy trzeba cokolwiek dodawać? Warto. Plus dobre wiadomości na koniec.
HISTORYCZNY PRECEDENS: BISKUP TALLEYRAND
Oczywiście, gdyby Kościół nie zakładał – przy braku dowodów na coś przeciwnego – że szafarz sakramentu ma intencję czynienia tego, co czyni Kościół, bylibyśmy w poważnych tarapatach. Zawsze musielibyśmy stawiać szafarzowi pytanie o to, czy miał odpowiednią intencję, i ostatecznie polegać na jego słowie w tej materii. Jak ktokolwiek z nas byłby w stanie stwierdzić ważność któregokolwiek z sakramentów? Skąd mielibyśmy wiedzieć, czy w ogóle jesteśmy chrześcijanami? Może szafarz chrztu był ukrytym masonem, który nie miał intencji udzielenia sakramentu?
Przyjrzyjmy się zatem sytuacji stanowiącej historyczny precedens: biskupowi będącemu masonem. Według Encyklopedii katolickiej (wyd. 1908) Charles Maurice de Talleyrand-Périgord urodził się w szanowanej rodzinie w roku 1754, ze względu zaś na wypadek, który go okulawił, został zmuszony przez rodziców do wstąpienia na drogę do kapłaństwa. „Wstąpił do seminarium św. Sulpicjusza i, wbrew swemu przekonaniu, został księdzem. Potem wdał się w lekturę «bardzo rewolucyjnych książek» i ostatecznie, rezygnując z życia kapłańskiego, zaczął prowadzić rozwiązłe życie, charakaterystyczne dla swoich czasów”. Mimo to otrzymał kilka przynoszących duży zysk beneficjów (wśród nich bazylikę św. Dionizego w Paryżu) i nadal piął się po szczeblach hierarchii kościelnej oraz rządowej. W końcu, na skutek nalegań swojego ojca (wobec którego król miał wielki dług), Talleyrand otrzymał biskupstwo w Autun i został wyświęcony na biskupa 16 stycznia 1789 roku. Dalej prowadził rozpustne życie w Paryżu, do Autun zaś udał się dopiero wtedy, gdy uznał to za środek do tego, by wybrano go do États-Generaux – francuskiego Zgromadzenia Generalnego, które ostatecznie wznieciło rewolucję.
Według biografa Talleyranda, Louisa Madelina z Akademii Francuskiej (biografia wydana przez wydawnictwo Roy w Nowym Jorku w 1948 r.): „Talleyrand należał do wszystkich najważniejszych lóż masońskich, od Filateńczyków [Philalatheans], z których swój początek wziął się klub jakobinów, po Braci Ponownie Połączonych [Re-united Friends], którego hersztowie, mający w przyszłości zostać wielkimi przywódcami, już czynili przygotowania do rewolucji”. Łączyły go również bliskie związki z księciem Orleanu, przyszłym Filipem Egalité, jednym z głównych przywódców rewolucji francuskiej. Jako członek Konstytuanty Talleyrand wziął udział w tworzeniu Deklaracji praw człowieka i obywatela. Był jednym z najbardziej wpływowych członków Zgromadzenia Generalnego, osobiście najbardziej bezpośrednio odpowiedzialnym za konfiskatę mienia kościelnego, przejęcie edukacji przez państwo, powstanie „Kościoła konstytucyjnego” – schizmatyckiego organu powołanego do życia przez masonów, by służyło interesom państwa.
Talleyrand publicznie odprawiał świętokradcze msze. Po tym jak większość wiernych Rzymowi oraz lojalnych wobec Republiki biskupów uciekło z Francji, to jemu przypadło w udziale konsekrować (wspólnie z niesławnej pamięci apostatą, biskupem Gobelem) wszystkich „biskupów konstytucyjnych”, których zastąpili uciekinierów. Po dokonaniu tego aktu, Talleyrand zdjął z siebie odzienie duchownego i nigdy więcej go już nie włożył. Księża z jego własnej kapituły w Autun opisali go jako zasługującego na „infamię na tym świecie i potępienie po śmierci”.
Nie należy wyobrażać sobie, że wolnomularstwo było w owych czasach instytucją nieznaną. Papieże Klemens XII (1730-1740), Benedykt XIV (1740-1758) oraz Klemens XIII (1758-1769) wypowiadali się już na temat masonerii, potępiając ją.
Talleyrand został ekskomunikowany papieskim brewe z kwietnia 1791 roku. Ekskomunika ta została zeń później zdjęta, pod warunkiem, że będzie żył w celibacie. Talleyrand bezzwłocznie wstąpił w związek małżeński, następnie odesłał swoją żonę do Anglii i zaangażował się w liczne „związki”, których owocem było potomstwo z nieprawego łoża. Talleyrand był złym księdzem, biskupem-odstępcą, wolnomularzem, chrześcijaninem, któremu zakazano przyjmowania Komunii św. i człowiekiem, który przez 49 lat nie miał dostępu do sakramentów Kościoła.
Otóż istota zagadnienia polega na tym, że większość biskupów francuskich otrzymała sukcesję apostolską poprzez Talleyranda i dwóch innych biskupów (również stronników rewolucji). Wszystkie konsekracje dokonane przez Talleyranda zostały przez Watykan nie tylko uznane, a ponadto, gdy podpisywano konkordat między Napoleonem a Piusem VII, przebywających na wygnaniu biskupów, którzy pozostali wierni Piusowi VI, poproszono o rezygnację z urzędów.
Rzym zezwolił, aby biskupi „Kościoła konstytucyjnego”, którzy bez wyjątku zostali konsekrowani przez masona Talleyranda, pozostali na swoich stanowiskach jako ordynariusze diecezji. Fakt, że Talleyrand był masonem i rewolucjonistą, nie czynił tu żadnej różnicy”. (To zagadnienie uczynimy tematem osobnego artykułu).
W tym miejscu zamieśćmy ku pokrzepieniu serc przypis dotyczący Talleyranda na łożu śmierci: WEDŁUG ENCYKLOPEDII KATOLICKIEJ TALLEYRAND ZDĄŻYŁ PRZED ŚMIERCIĄ ODWOŁAĆ SWOJE BŁĘDY!
„Na cztery godziny przed śmiercią Talleyrand podpisał w obecności x. Dupanloupa uroczyste oświadczenie, w którym jednoznacznie wyparł się «wielkich błędów, które […] sprawiły kłopot i cierpienie Kościołowi katolickiemu, apostolskiemu i rzymskiemu – błędów, w które sam miał nieszczęście wpaść»”.
O, i tak powinien wyglądać konkretny przypis do konkretnego wydarzenia! Jest nazwisko konkretnego księdza, który do Talleyranda przyszedł, jest cytat z dokumentu, jest wreszcie wiarygodne źródło: Encyklopedia katolicka z roku 1912. A nie jakiś „pan Be”.
Wracając do głównego zagadnienia, pozostaje zauważyć, że Kościół z wielką ścisłością i powagą traktuje udzielanie sakramentów oraz kwestię ich ważności. Na zasadne twierdzenie o powstrzymaniu przez szafarza sakramentu intencji potrzebne są niezbite dowody. I takie udało się uzyskać w przypadku pewnego biskupa posługującego w Ameryce Południowej: „miał [on] silne uprzedzenie wobec wyświęcania na księży rdzennych mieszkańców tych terenów [pueblo nativos]. Na łożu śmierci wyznał, że tylko symulował ich wyświęcanie, powstrzymując intencję. Spowiadający go kapłan powiedział, że rozgrzeszy go tylko pod warunkiem, iż zgodzi się powiadomić o tym, co czynił, stosowne władze. „Księża-tubylcy” zostali (tym razem ważnie) wyświęceni; lecz księży „nie-tubylców” NIE WYŚWIĘCONO. „Kościół, uznając, że nigdy nie jest w stanie poznać wewnętrznej intencji szafarza sakramentu, zakłada, że jest ona taka sama, jak intencja wyrażona zewnętrznie (intencja, którą tradycyjne ryty udzielania sakramentów wyrażają poprzez same swoje słowa)” [patrz: R. Coomaraswamy, The Problems with the New Sacraments (Kłopoty z nowymi sakramentami), s. 11; przypis 19; słowa w nawiasie jak w oryginale].
Ci, którzy twierdzą, że masoni z samego tytułu bycia masonami powstrzymują właściwą intencję (mają „faktyczną intencję przeciwną”, wyrażającą się w sposób wewnętrzny podczas sprawowania ceremonii słowami: „nie mam woli wyświęcenia tego człowieka na kapłana [albo biskupa]”) ustalają przeciwną kościelnej zasadę: mamy zakładać, że udzielony sakrament jest nieważny, chyba że uda się udowodnić coś przeciwnego. Skoro Kościół mówi nam, że mamy zakładać ważność sakramentu, tak czyńmy. Nie ma od tej zasady „masońskiego wyjątku”. Pamiętajmy, że każdy sakrament może być nieważny, lecz nie powinniśmy obawiać się tego ze względu na to, iż mamy moralną pewność jego ważności. Jeśli przynależność do masonerii czyni sakramenty nieważnymi, co z modernistami i komunistami? Są oni również zaprzysięgłymi wrogami Kościoła, gdyby jednak sakrament udzielany przez modernistę był z zasady nieważny, musielibyśmy z tego powodu uznać za nieważne prawie wszystkie udzielone ludziom sakramenty! (Liczba modernistów, którzy dokonali coming outu podczas soboru watykańskiego drugiego była zatrważająco wielka).
Sprzeciw wobec uznania ważności sakramentów udzielanych przez takich [jak Lienart czy Thuc] biskupów nie opiera się o teologię i praktykę Kościoła, lecz raczej o emocjonalne podejście wyrażające się słowami: „Mam co do tego złe przeczucie”. To nie wystarcza. Zauważmy, że nawet biskup, który przyznał się do powstrzymywania intencji w przypadku rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej, nie stwierdził, że powstrzymywał ją również w przypadku księży „nietubylczych”. Czy Kościół wyświęcił na nowo wszystkich księży „tak na wszelki wypadek”? Nie! Święcenia „nietubylców” uznano za ważne”.
Niektórzy, skłonni do uznania, że kardynał Liénart święceń arcybiskupowi Lefebvre’owi nie udzielił, wysuwali hipotezę, że uczynili to współkonsekratorzy, towarzyszący Liénartowi w ceremonii. Czy biskup towarzyszący „głównemu konsekratorowi” jest w stanie „uzupełnić” brak jego intencji lub zaradzić wzbudzonej przezeń intencji przeciwnej temu, co chce czynić Kościół? Odpowiedzi na to udziela nam stosowny artykuł z cytowanej już Encyklopedii katolickiej:
CZĘŚĆ 5: Co może współkonsekrator
„WSPÓŁKONSEKRATORZY (Encyklopedia Katolicka, wyd. 1908)
Smith, Sydney. „Co-consecrators.” The Catholic Encyclopedia. Vol. 4. New York: Robert Appleton Company, 1908.
[PODKREŚLENIA I UWAGI W NAWIASACH KWADRATOWYCH POCHODZĄ OD TŁUMACZA]
Współkonsekratorzy to biskupi, którzy towarzyszą biskupowi przewodniczącemu ceremonii konsekrowania nowego biskupa. Kościół ściśle wymaga, aby obecnych przy konsekracji było dwóch współkonsekratorów – w sumie w ceremonii ma uczestniczyć trzech biskupów. Wyjątek czyni się dla krajów misyjnych, gdzie w praktyce niemożliwe jest zebranie się takiej liczby biskupów w jednym miejscu; w takiej sytuacji biskupowi-konsekratorowi towarzyszą dwaj księża. [KAPŁANI NIE BĘDĄCY BISKUPAMI NA PEWNO NIE MAJĄ MOCY WYŚWIĘCANIA NOWEGO BISKUPA, A JEDNAK ASYSTUJĄ; POPRZEZ ANALOGIĘ I PATRZ DALEJ W TEKŚCIE: BISKUPI ASYSTUJĄCY KONSEKRATOROWI NIE KONSEKRUJĄ, TYLKO TOWARZYSZĄ; DODATKOWA TRUDNOŚĆ: DLACZEGO ZATEM NAZYWA SIĘ ICH WSPÓŁKONSEKRATORAMI, skoro nie konsekrują, tylko towarzyszą, na wzór księży, jeśli biskupów zabraknie?]. Zadanie, jakie mają do wykonania zgodnie z Pontyfikałem Rzymskim w obecnej formie, to, po umieszczeniu Ewangeliarza na ramionach biskupa-elekta, wspólnie z konsekratorem włożyć ręce na głowę elekta i wypowiedzieć nad nim słowa „Accipe Spiritum Sanctum”.
Ale to sam konsekrator mając wyciągnięte ręce wymawia modlitwę Eucharystyczną, która stanowi „wymaganą formę” ceremonii. W rytach wschodnich, czy to unickich czy schizmatyckich, nie przewiduje się, by biskupi asystujący wymawiali jakiekolwiek słowa nad elektem; tak było również w starożytnych rytach zachodnich; słowa „Accipe Spiritum Sanctum” zostały dodane w późnym średniowieczu.
Biskupi-współkonsekratorzy w historii
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa dominowała koncepcja zgromadzenia jak największej liczby biskupów celem wyboru i konsekracji nowego biskupa; później zasadą stało się, aby uczestniczyli w nich pod przewodnictwem metropolity albo prymasa przynajmniej hierarchowie z tej samej co elekt prowincji. Uznano to jednak za niepraktyczne z przyczyn czasowych; postanowienie soboru nicejskiego stanowi więc, że „biskup winien zostać wybrany przez wszystkich biskupów swojej prowincji; jeśli jest to jednak niemożliwe ze względu na jakąś naglącą potrzebę lub konieczność odbycia długiej podróży, niech zgromadzi się przynajmniej trzech biskupów i przystąpi do konsekracji, mając na to pisemną zgodę nieobecnych” (kan. IV). Istniał jeden wyjątek, do którego odnosi się papież Syrycjusz w liście do biskupów afrykańskich (z roku 386): „Nowego biskupa nie powinien wyświęcać tylko jeden biskup, chyba że konsekratorem jest Biskup Rzymu”. Stosowania tego wyjątku zaprzestano już od dawna; świadczy on jednak o powodzie, dla którego w zwyczajnych okolicznościach wymagano zaangażowania kilku biskupów; powód ten jasno wyraża św. Izydor w swoim pochodzącym z okolic roku 601 dziele De ecclesiasticis officiis [O urzędach kościelnych] (ks. 2, r. V, nr 11 w: P.L., LXXXIII, 785): „[Zwyczaj,] by nowego biskupa wyświęcał nie jeden biskup, ale wszyscy biskupi z prowincji, ustanowiono, jak wiemy, aby przeciwdziałać herezji, oraz w celu zapobieżenia tyrańskiej władzy jednej osoby, która usiłowałaby uczynić coś sprzecznego z wiarą Kościoła”. Reguła ta nie dotyczyła biskupa Rzymu. W postanowieniach wcześniejszych soborów brano pod uwagę okoliczności danej epoki. Zmieniały się one stopniowo, by ustąpić nowym ustaleniom: prawo do wyznaczania nowego biskupa przyznano metropolitom; prawo wyznaczania metropolitów – Stolicy Apostolskiej; ostatecznie zaś wszystkie nominacje podlegały decyzji Rzymu. Praktyka uczestnictwa w konsekracji elekta przynajmniej trzech biskupów została zachowana (mimo że nie służyła już swemu pierwotnemu celowi) jako odpowiadająca podniosłemu charakterowi uroczystości.
Sposób współuczestnictwa w konsekracji
Podnosi się następującą kwestię: Czy biskupi-współkonsekratorzy na równi z głównym konsekratorem udzielają elektowi sakramentalnego daru? Dowodzono, że tak właśnie się dzieje na podstawie znanego fragmentu De Antiquis Ecclesi Ritibus (II, viii, art. 10) Edmunda Martena, który pisze, że „ponad wszelką wątpliwość są oni nie tylko świadkami, ale współuczestnikami”. Jednak odwołanie się przez Martena do Brevatio Canonum (P.L., LXVII, 948) Ferrandusa, poprzez Ferrandusa zaś do dekretu soboru nicejskiego i cytowanych wyżej słów św. Izydora, świadczy o tym, że współuczestnictwo biskupów towarzyszących konsekracji nie ogranicza się do świadkowania mu, lecz oznacza wzięcie na siebie odpowiedzialności za to, by do ceremonii doszło. Co więcej, choć Gasparri jest przeciwnego zdania (De Sacr. Ordinatione, II, 265), trudno dowodzić, aby biskupi towarzyszący spełniali wymagane warunki uczestnictwa w udzielaniu sakramentu. Z pewnością nie czynią tego w rytach wschodnich; nie czynili tego również w starożytnym rycie zachodnim – nie wypowiadali bowiem żadnych słów, które należą do wymaganej formy rytu. I choć we współczesnym rycie biskupi towarzyszący wymawiają słowa „Accipe Spiritum Sanctum„, które mogą jawić się jako „forma przybliżona” udzielania sakramentu, nie można wyobrażać sobie, by Kościół, wprowadzając te słowa do ceremonii, chciał przenieść ciężar koniecznej formy konsekracji biskupiej zawartej w słowach stosowanej do dziś Prefacji Eucharystycznej, która została uznana za konieczną do ważności i zupełnie jasno wyraża to, czego dokonuje, na nowe słowa, które same z siebie wyrażają to nie do końca precyzyjnie”.
(Smith, Sydney. „Co-consecrators.” The Catholic Encyclopedia. Vol. 4. New York: Robert Appleton Company, 1908).
CZĘŚĆ 6: Co może arcybiskup Thuc. Ortodoksja uprzednia względem autorytetu apostolskiego. Wstęp do podsumowania.
Wreszcie wysuwa się argument, który stawia wszystkie powyższe rozważania świeckiego „teologa” pod znakiem zapytania. Przecież abp Pierre Martin Ngô Đình Thục uznał święcenia arcybiskupa Lefebvre’a za nieważne, zaś autorytet arcybiskupa Kościoła rzymskokatolickiego stoi o niebo wyżej niż ten właściwy zwykłemu wiernemu świeckiemu. Zagadnienie to porusza biskup Donald Sanborn (sam z linii biskupiej Pierre Thuca) w KAZANIU NA SIÓDMĄ NIEDZIELĘ PO ZESŁANIU DUCHA ŚWIĘTEGO pt. Fałszywi prorocy:
„Najpierw potrzebuję mieć wiarę, a dopiero potem jestem w stanie uznać władzę apostolską i poddać się jej. Wiara bowiem naucza nas, że podporządkowanie się władzy apostolskiej jest koniecznie potrzebne. Jest zatem całkowicie logiczne i stosowne, aby wierni badali, czy podający się za przedstawicieli Kościoła wyznają prawdziwą wiarę – zanim się im podporządkują. Nie ma bowiem logicznych podstaw, by katolik podporządkowywał się w kwestii religii komuś (dostojnikowi czy też nie), kto nie wyznaje prawdziwej wiary.
Co jeszcze istotniejsze, podporządkowanie się tym, którzy głoszą fałszywą doktrynę, stoi w sprzeczności z nauczaniem św. Pawła. W wersecie ósmym pierwszego rozdziału Listu do Galatów przestrzega on wiernych, aby wyklęli jego samego, apostoła, gdyby stwierdzili, że głoszona przezeń nauka nie zgadza się z tym, czego nauczał ich poprzednio. „Ale choćby my, albo Aniół z nieba przepowiadał wam mimo to, cośmy wam przepowiadali, niech będzie przeklęctwem”. Wedle tych, którzy twierdzą, że nie mamy prawa osądzać, czy dostojnicy Kościoła głoszą fałszywą naukę, tekst ów winien brzmieć: „Ale choćby my, albo Aniół z nieba przepowiadał wam mimo to, cośmy wam przepowiadali, musicie przyjąć nową ewangelię, ponieważ głosi wam ją apostoł i wytłumaczyć sobie, że nie ma sprzeczności między nią a tą, którą głosił uprzednio”. Św. Paweł bez cienia wątpliwości obarcza wiernych odpowiedzialnością za stwierdzanie prawowitości wiary głoszonej im przez nauczycieli apostolskich – jako warunek ich przyjęcia. Jeśli tej wiary brakuje, polecenie brzmi jednoznacznie: niech będą wyklęci. Zgodnie więc z zaleceniem apostolskim wierni muszą badać ortodoksję nauczania tych, którzy zostali wybrani na stanowiska posłanników Kościoła w sposób przynajmniej pośredni: mają prawo odrzucić ich i wykląć, gdyby głosili fałszywe nauki. To niepodważalny i w ścisłym sensie teologiczny argument, który stosujemy na podstawie autorytetu św. Pawła: ortodoksja w zakresie wiary jest uprzednia względem autorytetu apostolskiego [podkr. od tłumacza] i sami wierni, niekoniecznie zaś biskupi, są w stanie i muszą rozpoznawać wierność lub niewierność ortodoksji katolickiej. Niemniej jednak autorytatywna decyzja o wyklęciu kogoś musi pochodzić od władz Kościoła. Właśnie o tę możliwość autorytatywnego ogłoszenia anatemy się modlimy i mamy na nią nadzieję”.
A zatem zdanie abpa Thuca, choć ma swoją wagę, nie stanowi w zakresie niniejszych rozważań argumentu ostatecznego.
Podsumowując:
Czy Achilles Liénart był masonem/satanistą? Ponieważ to oskarżenie jest ze względu na brak wiarygodnych źródeł w najwyższym stopniu wątpliwe, należy je w praktyce traktować jako nieważne. I na tym moglibyśmy zakończyć wywód.
Dla satysfakcji własnej oraz pomniejszych internetowych bojowników o Prawdę podsumujmy jeszcze kwerendę w zakresie pozostałych poruszonych zagadnień.
Czy, jeśli szafarz sakramentu jest masonem/komunistą/modernistą, należy z automatu uznać udzielane przezeń sakramenty za nieważne? Kościół odpowiada na to: nie. Jeśli mason/komunista/modernista w wyraźny sposób nie ujawnił na forum zewnętrznym braku intencji czynienia tego, co czyni Kościół, zakładamy, że sakrament jest ważny.
Czy biskupi towarzyszący (głównemu) konsekratorowi, czyli tzw. współkonsekratorzy mogą uzupełnić brak jego intencji? Z wielką dozą prawdopodobieństwa – nie.
Czy wierny ma prawo nie zgadzać się z oceną danego zagadnienia prezentowaną przez zasłużonego dla Tradycji dostojnika kościelnego (na tyle, na ile możemy za takiego uznać np. abpa Thuca) w zakresie zagadnienia, które nie zostało nieomylną decyzją magistrium rozstrzygnięte? Ma.
CZĘŚĆ 7: Pogłoski oraz ich siewcy
Czasopismo The Angelus, silnie związane z Bractwem św. Piusa X, zamieściło w numerze z lutego 1978 r. artykuł redakcyjny x. Carla Pulvermachera pt. O pogłoskach oraz ich źródle. Tekst anonsowany jako „skierowany do tych, których zwiedziono pogłoskami godzącymi w abpa Lefebvre’a, pochodzącymi ze źródeł, które są całkowicie niewiarygodne”. Chodzi o „pogłoski” dotyczące nieważności święceń kapłańskich bądź biskupich arcybiskupa. Autor artykułu stawia pytanie: „Dlaczego źródła owych pogłosek poświęcają tyle czasu atakowaniu arcybiskupa Marcelego Lefebvre’a?”. Wybrane fragmenty tekstu:
„Niektórzy kardynałowie okresu [soboru watykańskiego drugiego] były masonami; wśród nich kardynał Bugnini, którego związki z wolnomularstwem zostały udowodnione i udokumentowane, oraz kardynał Dearden, którego watykańskie biuro jawnie przyznawało, że jest on masonem”.
„Pogłoski o przynależności kard. Lienarta do masonerii pojawiły się najpierw w Stanach Zjednoczonych i Europie, a ich źródłem są osobiści wrogowie abpa Lefebvre’a oraz Kościoła”.
„Zaczęło się prawdopodobnie od «Listy masonów w Watykanie», która pojawiła się najpierw we Włoszech i Francji [PYTANIE OD REDAKCJI: JAKA «LISTA MASONÓW»? Potrzebujemy konkretnego przypisu do źródła, dokumentacji fotograficznej lub tp. Rozmaite indywidua produkują listy masonów na pęczki!]. Pierwsze wersje listy nie zawierały nazwiska kard. Lienarta.
Dodano go znacznie później, po tym jak abp Lefebvre stanowczo odmówił prośbom duchownych, którzy, niezadowoleni z polityki prowadzonej przez Watykan, zwrócili się doń z zaskakującą prośbą, by ogłosił się papieżem, stając (się) w ten sposób narzędziem ich prywatnej zemsty. Tego rodzaju nacisk miał miejsce zarówno w USA, jak i w Europie.
Przedstawiciele owej grupy duchownych jeden po drugim przybywali do Econe lub polowali na spotkanie z abpem podczas jego pobytów w USA; każdy z nich przedstawiał abpowi Lefebvre’owi swe własne prośby:
– Abp ma ogłosić siebie papieżem
– ogłosić, że Paweł VI jest Antychrystem
– ogłosić datę końca świata
I tak bez końca…”.
Gdy abp wymówił się wobec jednego z interlokutorów pochłaniającymi czas obowiązkami kierownika seminarium, usłyszał w odpowiedzi: „Ależ [jako papież] wasza Ekscelencja nie będzie musiał nic robić! Jako jego sekretarz stanu wszystkim się zajmę…”.
Po ostatecznej odmowie dotychczasowy wielbiciel abpa, który określał go m.in. mianem „drugiego św. Atanazego”, stał się jego wrogiem i wraz z innymi, jak zwie ich x. Pulvermacher, „samozwańczymi «obrońcami Kościoła»” począł go bezpardonowo atakować, m.in. powołując się na „nieważne święcenia abpa”.
Jednym z rodzajów taktyki stosowanej przez przeciwników abpa Lefebvre’a było stawianie pytania: „Dlaczegóż nie odpowiada on na te oskarżenia?”. X. Pulvermacher twierdzi, że abp Lefebvre milczał wobec tych oskarżeń jak Jezus przed Piłatem, ale skądinąd wiemy, że to nieprawda, bo publicznie wypowiedział się o wątpliwościach dotyczących kard. Lienarta oraz swoich święceń.
Inny z opisywanych „dowodów” przeciw abpowi to omawiana szeroko sfabrykowana fotografia z (czasopisma?) „Veritas” przedstawiająca abpa Lefebvre’a klęczącego u stóp Pawła VI. Świadectwo profesjonalnych fotografów dowodzi jednak, że mamy do czynienia z ewidentnym fałszerstwem. To oraz inne nieuczciwe zagrania „Veritas” spowodowały, że pismo całkowicie straciło wiarygodność.
CZĘŚĆ 8: Proszę pana nie-biskupa! (List abpa Thuca w sprawie ważności święceń abpa Lefebvre’a)
W pozbawionym daty liście (choć zakładalibyśmy, że pochodzącym z roku 1982 lub 1983 – gdy autor przebywał w Rochester) abp Thuc kieruje do abpa Lefebvre’a proste, by nie powiedzieć prostackie słowa:
List arcybiskupa Thuca do Jego Ekscelencji abpa Lefebvre’a odnośnie do ważności jego święceń
Rochester, New York 14616 USA
Monsignore,
Dotarła do mnie wiadomość, że znajduje się Pan obecnie w nienajlepszym stanie zdrowia. Z tego powodu chciałbym powiedzieć Panu następujące słowa.
Święcenia biskupie przyjął Pan z rąk kardynała Liénarta. Kardynał ten nigdy nie był wyznawcą naszej religii, w związku z czym Pańskie święcenia są całkowicie nieważne. [podkr. od Redakcji]
Jestem gotów wyświęcić Pana na biskupa bądź znaleźć biskupa, który podjąłby się tajnego wyświęcenia Pana.
Jeśli chodzi o seminarzystów, którym udzielił Pan niedawno święceń kapłańskich, to byłby Pan gotów do udzielenia im sakramentu kapłaństwa samemu lub znalezienia biskupa, np. mnie samego, aby ich wyświęcić. Wszystko to przy jak największej dbałości o utrzymanie powyższego w największej tajemnicy, znanej jedynie Panu i mi.
Pierre-Martin Ngo-Dinh-Thuc
KOMENTARZ:
Abp Thuc wykazuje się w powyższej korespondencji zdumiewającą jak na doktora teologii, filozofii oraz prawa kanonicznego nieznajomością zasad, na jakich zgodnie z nauczaniem Kościoła można w ważny sposób udzielić sakramentu: sakramentu może udzielić nawet niewierzący, byle miał intencję czynienia tego, co czyni Kościół. W związku z powyższym kluczowe zdanie listu: „Kardynał [Lienart] nigdy nie był wyznawcą naszej religii, w związku z czym Pańskie święcenia są całkowicie nieważne” oraz płynące zeń wnioski należy uznać za całkowicie pozbawione podstaw.
Text: FZ
Tłum. Dorota Gołębska
CZĘŚĆ 9: TAŃCZĄCY ZE ŚWIĘCENIAMI – SKANDALICZNE KONSEKRACJE ARCYBISKUPA THUCA
Skandaliczność wielu spośród dokonanych przez abpa Thuca konsekracji nie oznacza automatycznie, że były one nieważne. Nierozważność wietnamskiego hierarchy skłania jednak do postawy daleko idącej ostrożności wobec jego postępowania, zamiast bezkrytycznego przyjmowania jego słów, czynów oraz deklaracji niczym prawdy objawionej.
Dla wielu przesłanką do podważenia ważności święceń biskupich udzielanych przez abpa Thuca jest fakt, że wielekroć konsekrował on osoby całkowicie tego niegodne.
I. „CO PALMARIAŃSKIEGO, TO NIE JA”. LEFEBVRE WSADZA THUCA NA MINĘ
Kłopoty zaczęły się pod koniec roku 1975. Jak wspomina x. Noel Barbara:
„Arcybiskup Lefebvre dość dobrze znał arcybiskupa Ngo Dinh Thuca z czasów soboru watykańskiego drugiego. Uważał go za biskupa o zdrowych przekonaniach doktrynalnych. Podobnie jak on, abp Thuc należał do grupy konserwatywnej. To właśnie ze względu na fakt, że Lefebvre uważał Thuca za biskupa katolickiego, przejętego sprawą Wiary, oddanego Maryi i nie mającego żadnego stałego zajęcia, zachęcił go, by nawiązał współpracę z wysłannika przybyłymi z Palmar de Troya do Econe, by prosić o jego [Lefebvre’a] pomoc jako biskupa. Te wiadomości słyszałem bezpośrednio z ust abpa Lefebvre’a. Pewnego dnia do seminarium w Econe przyjechał kanonik świętego Maurycego nazwiskiem Revas, ksiądz Revas. Towarzyszył mu kapłan mówiący po angielsku. Towarzysz ów, zafascynowany tematami niezwykłymi, przybył wspólnie z Revasem z miejsca [rzekomych – przyp. Red.] objawień [w Palmar de Troya w Hiszpanii]. Przybyli wprost z Palmar błagając abpa Lefebvre’a, by pojechał tam z nimi natychmiast, ponieważ oczekuje go Najświętsza Panienka. Maryja nalega, aby do Palmar przybył katolicki biskup i udzielił święceń biskupich tym, których planuje do tego przeznaczyć. Arcybiskup Lefebvre wymówił się i doradził, by zwrócić się do abpa Thuca: «Jest prawowierny i nie ma obecnie nic do roboty. Idźcie i poszukajcie go. Z pewnością przystanie na waszą prośbę». Dwaj wysłannicy natychmiast ulotnili się i bez kłopotu przekonali starszawego wietnamskiego biskupa, by odpowiedział na wezwanie Maryi. Jak wspomniałem, wiadomości te mam bezpośrednio od abpa Lefebvre’a. Powiedział nam o tych faktach przy okazji mojej wizyty w Econe, gdy ktoś wspomniał przy stole nazwisko abpa Thuca”. (x. Noel Barbara, “Episcopal Consecrations,” w: The Answers, ss. 67-68)
Na początku stycznia roku 1975 abp Thuc udzielił święceń kapłańskich, a następnie szybciutko (po 10 dniach) biskupich pięciu świeckim „wizjonerom”. Ci, uzyskawszy moc płynącą z konsekracji, zaczęli mnożyć biskupów, wyświęcając do godności episkopatu mnogość kandydatów spośród szeregów wyznawców „objawień” w Palmar de Troya. Pierwszy z konsekrowanych, Clemente Domínguez y Gómez, po śmierci Pawła VI (którego uznał niedługo później za świętego, wyprzedzając ową kanonizacją „Kościół Novus Ordo” o trzy dekady) ogłosił się papieżem, przyjmując imię Grzegorza XVII. Według oficjalnej strony palmarian 6 sierpnia 1978 roku, po zgonie kard. Montiniego, „Nasz Pan Jezus Chrystus w towarzystwie apostołów Piotra i Pawła wybrali na papieża i koronowali Grzegorza XVII Bardzo Wielkiego”. [„Bardzo Wielkiego” dla odróżnienia od Grzegorza [Tylko] Wielkiego. Tytuł „Bardzo Wielkiego” przysługuje tylko pierwszemu spośród palmariańskich „papieży”; kolejny kanonizowany przełożony wspólnoty, Piotr II, określany jest jedynie mianem „Wielkiego”]. Aha, od chwili objęcia urzędu przez Gómeza, „Kościół rzymski przestał być prawdziwym Kościołem […] Ze względu na apostazję Kościoła rzymskiego, Chrystus przeniósł siedzibę papieża z Rzymu do Palmar de Troya dnia 9 sierpnia roku 1978. […] prawdziwy Kościół Chrystusowy otrzymał tytuł palmariańskiego”. Podziwu godny ekskluzywizm i konsekwencja w posłuszeństwie obranemu przywódcy pozwoliły na głębokie reformy liturgiczne. Decyzją Grzegorza XVII Msza święta została skrócona w ten sposób, że da się ją bez pośpiechu odprawić w… no, może nie w minutę dziesięć, ale w cztery minuty. Wśród kanonizowanych przez „Kościół palmariański” znajdziemy zaś (oprócz Pawła VI) również ojca Pio oraz generała Franco. Struktura, której podwalinę sakramentalną dał abp Thuc, istnieje i działa do dziś.
II. „BISKUP DO POPRAWKI” – JEAN LABORIE ORAZ KOLEJNE KONSEKRACJE
8 lutego 1977 r. abp Thuc konsekrował na biskupa Jeana Laborie, wyświęconego (?) już wcześniej na biskupa w „Kościele starokatolickim”, założyciela i przywódcę „łacińskiego Kościoła Tuluzy”. X. Barbara twierdził ponadto, że Laborie był znanym homoseksualistą.
W roku 1982 abp Thuc udzielił święceń biskupich Christianowi Marii Datessenowi, starokatolikowi, konsekrowanemu rok wcześniej przez niejakiego Andre Enosa. Następnie Datessen konsekrował na biskupa… Andre Enosa. Krąg się zamyka…
Po drodze nastąpiły jeszcze konsekracje Rogera Kozika i Michela Fernandeza. Co ciekawe, według relacji x. Barbary, Kozik i Fernandez zostali uprzednio konsekrowani na biskupów przez biskupa palmariańskiego, którego święcenia pochodziły przecież od abpa Thuca! Trzeba było „poprawiać” po samym sobie?
Cofając się nieco w czasie, 10 czerwca 1976 r., biskupem z konsekracji abpa Thuca został P.E.M. Comte de Labat d’Arnoux, kolejny apostata.
III. WNIOSKI
Skandaliczność wielu spośród dokonanych przez abpa Thuca konsekracji nie oznacza automatycznie, że były one nieważne. Nierozważność wietnamskiego hierarchy skłania jednak do postawy daleko idącej ostrożności wobec jego postępowania, zamiast bezkrytycznego przyjmowania jego słów i deklaracji niczym prawdy objawionej.
CZĘŚĆ 10: DOMNIEMANA SPOWIEDŹ
Niektórzy twierdzą, że kardynał Liénart na łożu śmierci wyspowiadał się i że treść owej domniemanej spowiedzi stanowi dodatkowy dowód, a być może jeszcze jeden argument na to, że nie miał intencji udzielenia święceń kapłańskich arcybiskupowi Lefebvre’owi. Znaleźli się tacy, którzy wysuwali tezę, że Liénart przyznał się na łożu śmierci do tego, iż był masonem i dążył do zniszczenia Kościoła, a następnie zwolnił spowiednika z tajemnicy spowiedzi, prosząc go, by upublicznił treść jego wyznania. Przy okazji miał jakoby wyznać, że powstrzymywał intencję przy okazji (nie)konsekracji biskupów – celem pozbawienia Kościoła pasterzy.
Wszystko powyższe być może, jednakże dla potwierdzenia tak poważnych i pociągających za sobą daleko idące konsekwencje stwierdzeń potrzebujemy twardych dowodów. Z nadzieją i niezłomną postawą umiłowania Prawdy czekamy na to, aż zwolennicy tezy abpa Thuca (oraz bpa Vezelisa, który podzielił jego pogląd) dotyczących święceń Marcelego Lefebvre’a dostarczą niezbitych dowodów dotyczących okoliczności oraz ew. treści domniemanej ostatniej spowiedzi abpa Achillesa Lienarta.
Powyższe wezwanie podyktowane jest bezemocjonalnym podejściem do omawianego zagadnienia. Potrzebujemy kierować się twardymi dowodami, choćby serce podpowiadało nam, że tak bardzo chcielibyśmy, by prawda wyglądała tak, a nie inaczej. Mając pewne przesłanki dotyczące tego, że Achilles Lienart był modernistą (jego działania w trakcie Vaticanum secundum są udokumentowane) i ryzykując nawet stwierdzenie, że dążył ku zniszczeniu katolickiego kapłaństwa, nie możemy automatycznie wyciągać z tego wniosku, że wyświęcając abpa Lefebvre’a na kapłana i biskupa – odpowiednio kilkadziesiąt i kilkanaście lat wcześniej – nie miał intencji tego uczynić.
Fidelis Zagurski
_____
* Pierwsze zdania wprowadzające do części 10 to tłumaczenie textu:
Christopher P. Conlon
„Kardynał Liénart i intencja czynienia tego, co czyni Kościół”
wyd. 2014
Źródło: