Ciąg dalszy cyklu HEROSI TRADYCJI, który rozpoczęliśmy tekstem poświęconym biskupowi Błażejowi Kurzowi, a kontynuowaliśmy przedstawieniem biografii x. Filipa Shelmerdine’a.
Wstępny szkic poświęcony postaci x. Bakera TUTAJ.
Ostatnia Msza święta, Msza święta śpiewana, którą x. Oswald Baker sprawował w kościele św. Dominika, zanim decyzją administratora diecezji został zeń wypędzony i w praktyce obłożony klątwą, stała się okazją do wygłoszenia kazania poświęconego obronie łaciny w liturgii.
Dzięki uprzejmości p. Davida Forstera, który nagrał owo kazanie (na kasetę magnetofonową! – „A cóż to takiego jest?” – spytacie, Młodsi Czytelnicy), możemy niniejszym zaprezentować jego fragment:
„Nasz Pan Jezus Chrystus stosował piękne przypowieści, aby przedstawić pod ich zasłoną drogocenne prawdy – podobnie łacina osnuwa zapewniającym godziwość, pięknym welonem to, co kapłan czyni przy ołtarzu. Głośne odczytanie Epistoły oraz Ewangelii po angielsku oznacza lekkie uchylenie owego welonu ~ bez całkowitego odrzucenia go i sprowadzenia wszystkiego do poziomu prozaicznego; bez wystawienia wszystkiego na widok publiczny. Prawda o Kanonie Mszy świętej, której angielskojęzyczna wersja stanowi przedmiot tak gorącej dyskusji [był to istotny punkt w podróży x. Filipa Shelmerdine’a do katolicyzmu integralnego], jest taka, że z wielką dozą prawdopodobieństwa nie da się jej w odpowiedni sposób przetłumaczyć z łaciny na żaden inny język; nie zdołamy przełożyć jej w taki sposób, aby nadawał się do publicznego odczytania. Czy to faktycznie kogokolwiek martwi? Mszę łacińską zawsze kochano taką, jaka jest; była bez cienia wątpliwości dostępna w języku angielskim, jeśli ktoś tego potrzebował: w postaci dwujęzycznych mszalików; jeśli ktoś wolał, mógł w trakcie Mszy świętej odmawiać po cichu własne modlitwy.
Nie jest nikomu znany przypadek, by wieki stosowania łaciny oddaliły jakąś duszę od Boga lub ochłodziły czyjąś miłość. Kościół utrzymywał jedność katolików na całym świecie poprzez jeden język; jeśli ta więź zostanie zerwana, w stanie zagrożenia znajdzie się natychmiast nie tylko owa jedność, lecz o wiele więcej”.
* * * * * * *
Anonimowy komentator pod wpisem poświęconym kościołowi św. Dominika, w którym posługiwał x. Baker, pisze, że w 1984 r. odniósł się on z zachwytem do wiadomości o przyjęciu komentatora do Kościoła przez FSSPX.
Laura Takahashi, autorka bloga, który naprowadził nas na kazanie księdza, odnosi się do opisanego wyżej wpisu, którego autor określił x. Bakera mianem „osławionego”, „cieszącego się złą sławą” (notorious, jak tytuł filmu Alfreda Hitchcocka). „Nie takiego określenia użyłabym” – deklaruje – „raczej «heroiczny» lub «wyjątkowy»”.
Nie przeszkadza jej to parę linijek niżej ocenić faktu, że x. Baker „przystał do sedewakantystów” (przypisuje to jego osamotnieniu, nie zaś przyczynom doktrynalnym), mianem „tragicznego”. Wpis pojawił się pod wiele znaczącym tytułem: Kapłan, który nie bał się przeciwstawić swojemu biskupowi. Niezbyt to katolicka rekomendacja.
Temat „buntu” x. Bakera przeciw modernistycznej hierarchii poruszaliśmy szerzej w naszym badaniu korespondencji dotyczącej rzeczonego „buntu”.
Tekst i tłumaczenie: Fidelis Zzagurski
Źródła:
https://onceiwasacleverboy.blogspot.com/2010/09/st-dominics-downham-market.html
https://smeatonpisky.blogspot.com/2013/12/a-priest-who-was-not-afraid-to-stand-up.html