Tekst umieszczony na blogu Introibo ad Altare Dei 30 października 2023 r.
Tytuł oryginału: „Cardinal Ottaviani: A Profile In Fortitude” / „Kardynał Ottaviani – Sylwetka człowieka mężnego”
1. Wstęp
Niewiele postaci uczestniczących z zbójeckim soborze watykańskim drugim, który dał początek sekcie podszywającej się pod katolicyzm, mogło pretendować do miana „piorunochronu” przyjmującego na siebie krytykę ze wszystkich stron bardziej niż świętej pamięci wielki Alfredo kardynał Ottaviani (1890–1979). Za pontyfikatu papieża Piusa XII był w Watykanie jedną z najbardziej wpływowych osób. Ów olśniewający błyskotliwością kanonista, teolog i filozof zawdzięczający własnej pracy trzy doktoraty (po jednym z każdej spośród w/w dziedzin), był proprefektem Świętego Oficjum. Głównym celem owej kongregacji było stanie na straży depozytu Wiary przed napaściami z jakiejkolwiek strony; odpowiedzialność tę kardynał wziął na siebie z surowością i skrzętnością, mogącymi sprawiać wrażenie posępnych, ale których można spodziewać się po prawdziwym księciu Kościoła.
Moderniści przedstawiają kardynała Ottavianiego jako „złoczyńcę”, który usiłował „powstrzymać postęp” i lubował się w „prześladowaniu niezrozumianych teologów”. Niektórzy „konserwatywni” członkowie sekty soborowej kłamliwie twierdzą, że kardynał ostatecznie odwołał poparcie dla słynnego studium teologicznego, które tytuł zawdzięcza jego nazwisku (Interwencja Ottavianiego [publikowana w Polsce zazwyczaj pod tytułem Krótka analiza krytyczna Novus Ordo Missae], i przyjął tak zwane Novus Ordo Missae jako Mszę katolicką. Niektórzy tradycjonaliści, mądrzący się poniewczasie, krytykują Ottavianiego za to, że „nie zrobił więcej” albo za to, że nie opowiedział się jawnie za wakatem Stolicy Apostolskiej.
Prawda jest taka, że kardynał Ottaviani był wielkim dostojnikiem Kościoła, który robił, co w jego mocy, by zapobiec przejęciu Watykanu przez modernistów. W niniejszym wpisie przedstawię ogólny zarys jego życia oraz toczonych przezeń bojów o Świętą Matkę Kościół. Źródłem zawartych niżej wiadomości są dwie osoby, które znały kardynała osobiście: x. Józef [Clifford] Fenton, teolog, oraz x. Gommar DePauw, kanonista. X. Fenton opisał kardynała Ottavianiego wkrótce po rozpoczęciu soboru w pochodzącym z 1963 r. artykule opublikowanym przez The American Ecclesiastical Review [Amerykański Przegląd Kościelny]. Tekst nosił tytuł Kardynał Ottaviani i sobór. Jestem w posiadaniu pism x. DePauwa dotyczących Kardynała; znajdujemy w nich informację, że traktował owego wybitnego mocarza w służbie Kościoła jako swego duchowego ojca i że bez jego pomocy Ruch Katolickiej Tradycji nie miał szans powodzenia. Nie przypisuję sobie żadnej zasługi z tytułu podawania niniejszych informacji. Najzwyczajniej w świecie zebrałem wiadomości pochodzące od dwóch niesamowitych kapłanów, którzy stali u boku kard. Ottavianiego w (jak zwykł mawiać x. DePauw) „walce o Prawdę i Tradycję” o skleciłem je w coś, co (mam nadzieję) stanowi zwięzły, nadający się do czytania i wartościowy tekst o Bohaterze Kościoła katolickiego.

2. Święte i skromne początki

Alfredo Ottaviani urodził się 29 października 1890 r. jako dziesiąte spośród dwunastu dzieci ubogiego piekarza posiadającego niewielki zakład. Nigdy nie wstydził się swego pochodzenia, uznając, że ubóstwo, w którym żył, upodabniało go do Pana Jezusa. (Późniejszy) kardynał dorastał w cieniu Watykanu, w robotniczej dzielnicy Rzymu, na Zatybrzu; pobożni rodzice nauczali młodego Alfreda prawd wiary. Najpewniej nie wyobrażali sobie, że ich syn stanie się drugim w kolejności spośród najbardziej wpływowych duchownych w Kościele, ustępującym jedynie samemu Ojcu Świętemu.
Alfredo był równie błyskotliwy, co pobożny; nauki pobierał u braci szkolnych i już we wczesnym wieku czuł powołanie do kapłaństwa. Uczęszczał do Papieskiego Seminarium w Rzymie oraz Pontyfikalnego Rzymskiego Ateneum św. Apolinarego – tam uzyskał doktoraty z filozofii, prawa kanonicznego i świętej teologii. 18 marca 1916 r. dwudziestopięcioletniego naukowca wyświęcono na kapłana.
Mając powołanie do nauczania, wykładał przez kilka lat prawo kanoniczne na Uniwersytecie Prawniczym św. Apolinarego, filozofię zaś na założonym przez Urbana VIII Papieskim Kolegium Kongregacji Propagowania Wiary, gdzie pełnił również przez pewien czas funkcję sekretarza. Poza obowiązkami oficjalnymi działał również duszpastersko wśród młodzieży gęsto zaludnionej dzielnicy Aurelio, w oratorium św. Piotra.
W roku 1926 Ottaviani otrzymał nominację na rektora Papieskiego Kolegium Czeskiego, później nazwanego Kolegium św. Jana Nepomucena; tam kierował na drodze do kapłaństwa wieloma młodymi Czechami. W lutym roku 1928 profesor Ottaviani został wezwany przez papieża Piusa XI do posługi w Watykanie; został powołany na podsekretarza watykańskiej Kongregacji Nadzwyczajnych Spraw Kościelnych, zaś rok później – na zastępcę Sekretarza Stanu. W roku 1935 przeniesiono go do Najwyższej Świętej Kongregacji Świętego Oficjum (zwanego potocznie „Świętym Oficjum”) ze względu na to, iż cieszył się reputacją znakomitego naukowca i specjalisty w zakresie teologii, prawa kanonicznego oraz filozofii – jak również człowieka nie znoszącego najmniejszych odchyłów od ortodoksji; idealnie nadawał się do roli duchownego-obrońcy Wiary i obyczajów.
W roku 1952 papież Pius XII, który miał dar rozpoznawania talentów, powołał Alfreda Ottavianiego na urząd proprefekta kierującego Świętym oficjum (prefektem owej Kongregacji jest sam papież). 12 stycznia 1953 r. ten sam Pius XII nałożył księdzu Ottavaniemu czerwony kapelusz, czyniąc go księciem Kościoła. Kardynałowie dzielili się na dwie kategorie: kardynałów-księży oraz kardynałów-biskupów. Kardynał Ottaviani pozostał „zwykłym” księdzem. W roku 1968 zrezygnował z urzędu proprefekta kongregacji przemianowanej na „Kongregację Doktryny Wiary”, gdy Montini (Paweł VI) chciał, by wyraził zgodę na „nabożeństwa ekumeniczne”. Zaraz przed tym starciem Kardynał użył wszystkich swoich wpływów, aby przekonać Montiniego, by nie zezwalał na sztuczną antykoncepcję.
W roku 1962 Roncalli (Jan XXIII) wyraził życzenie, aby wszyscy kardynałowie byli z definicji biskupami i zamierzał konsekrować wszystkich kardynałów-księży osobiście. Zatem 19 kwietnia 1962 r. przy głównym ołtarzu bazyliki św. Piotra kardynał Ottaviani został konsekrowany na biskupa; głównym konsekratorem był Roncalli, współkonsekratorami zaś kardynałowie Giuseppe Pizzardo oraz  Benedetto Aloisi Masella.
Kardynał Ottaviani na swoje motto kardynalskie wybrał słowa Semper Idem („Zawsze ten sam”) – jako odniesienie do faktu, że Wiarę i moralność zawsze można pełniej zrozumieć, nigdy jednak zmienić w taki sposób, aby stanęły w sprzeczności z tym, co głosiły od zawsze. Jakże mogłoby do tego dojść? Wiara i moralność jedynego prawdziwego Kościoła są tak niezmienne jak Sam Bóg. Motto Kardynała głosiło wszem wobec, zarówno przyjaciołom, jak i wrogom, że jest on niestrudzonym obrońcą depozytu Objawienia w opozycji do machinacji modernistów. Pewnego razu Alfredo Ottaviani publicznie opisał pełnioną przez siebie w Świętym Oficjum rolę „wiekowego policjanta, który strzeże rezerwy złota”.
Dzieje Kościoła i ludzkości z pewnością potoczyłyby się lepiej, gdyby kardynała Ottavianiego wybrano na papieża podczas owego feralnego konklawe roku 1958. Kardynał był tak pewien, że zostanie wybrany, iż wybrał nawet imię, jakie przyjmie: Pius XIII – na cześć „papieża Pacellego”, którego szanował i podziwiał.
Podczas zbójeckiego soboru watykańskiego drugiego (przeciw którego zwołaniu Kardynał się opowiadał) Jego Eminencja był niekwestionowanym liderem tradycjonalistycznych biskupów walczących zażarcie z modernistami. Kardynał umiał poznać się też na talencie: wybrał na jednego ze swoich ekspertów teologicznych i najbliższego doradcę 44-letniego kanonistę x. Gommara DePauwa. Raz po raz ścierali się z równie niekwestionowanym liderem modernistów z piekła rodem: bezecnego kardynała Józefa Fringsa z Niemiec Zachodnich i jego głównego eksperta, 35-letniego teologa, x. Józefa Ratzingera – przyszłego przywódcę tej właśnie zrodzonej podczas Vaticanum secundum sekty podszywającej się pod katolicyzm, którą pomógł utworzyć. W trakcie soboru x. DePauw spędził wiele bezsennych nocy dyskutując o strategii razem z kardynałem Ottavianim i biskupem Błażejem S. Kurzem, któremu x. DePauw również służył jako ekspert.
Po katastrofie, jaką okazał się sobór, kardynał Ottaviani publicznie poddał novusową pseudomszę z użyciem chleba i wina, udającą katolicką Mszę, druzgocącej krytyce teologicznej, która miała nosić od jego nazwiska miano Interwencji Ottavianiego. Nigdy nie wyparł się wyrażonego w niej zdania, podobnie jak nigdy nie odprawił novusowego nabożeństwa (słowo „Msza” byłoby tu nie na miejscu).
Kardynała Ottavianianiego dotknęło wiele problemów z oczami: na jedno całkiem oślepł; na drugie niemal zaniewidział. Niemniej jednak wiara oraz intelekt Kardynała pozwalały odczytać to, co się dzieje, jednym – i to nie do końca sprawnym – okiem lepiej niż większość ludzi dwojgiem zdrowych oczu.
3 sierpnia 1979 r., na trzy miesiące przed ukończeniem osiemdziesiątego dziewiątego roku życia, kardynał Ottaviani stanął na sądzie szczegółowym. Udał się na spotkanie ze Swoim Sędzią po życiu spędzonym na wiernym pełnieniu służby Bożej. Niżej opiszę najważniejsze wydarzenia życia Kardynała.

3. Znienawidzony przez komunistów, modernistów i masonów

Podczas zbójeckiego soboru watykańskiego drugiego (trwającego od 11 października 1962 r. do 8 grudnia 1965 r.) żaden duchowny nie był z taką zaciętością piętnowany i tak nieprzerwanie atakowany przez prasę jak Jego Eminencja. Każdy bezstronny człowiek, który znał Kardynała, określał go najczęściej słowami: błyskotliwy, pobożnywytworny. Niemniej jednak prasa publikowała jeden po drugim artykuł, który wypowiadał się na jego temat w sposób wysoce (by nie powiedzieć: świadczący o histerii) nieprzychylny.
Komunistyczne gazety włoskie (komunistyczne dosłownie; nie używam tego określenia po prostu jako pejoratywnego epitetu) rzucały się nań najzacieklej. Dołączyła do nich włoska prasa antyklerykalna – w szczególności „L’Espresso”, które atakowało Kardynała dziesięciocentymetrowej wysokości nagłówkami; niektóre teksty pochodziły spod pióra Carla Falconiego, ekskatolika. W Stanach Zjednoczonych bliźniacze szmatławce, „Time” i „Newsweek” czyniły, co w ich mocy, by przekonać łatwowiernych amerykańskich czytelników, że Jego Eminencję należy traktować jako skompromitowanego członka Kolegium Kardynalskiego; pisały na ten temat artykuły wyróżniające się niechlujstwem i złą wolą.
Pojawia się naturalnie pytanie, dlaczego kardynał Ottaviani stał się obiektem takiej nienawiści. Odpowiedź jest jasna: wykonywał swoje zadania jako proprefekta Świętego Oficjum nadspodziewanie dobrze, a jednocześnie pełnił funkcję kardynała-przewodniczącego Komisji Teologicznej przygotowującej tzw. „schematy” do zatwierdzenia przez sobór. W trakcie posługi Ottavianiego w Świętym Oficjum liczne pozycje zostały potępione i umieszczone na Indeksie Ksiąg Zakazanych. Potępiono wielu teologów, takich jak Teilhard de Chardin czy Yves Congar. Kardynał powstrzymywał modernistów tak, że stawali jak wryci; rozwścieczał tym tych spośród nich, którzy pozostawali „w podziemiu” i tam czekali na przejęcie Kościoła. Ottaviani nie krył swej pogardy i potępienia dla wszystkiego, co pachniało komunizmem; tym samym wszyscy wyznawcy owej ideologii stawali się jego zajadłymi wrogami. Był też świadom zagrożenia ze strony wolnomularstwa – stąd jego nazwisko stało się w lucyferiańskich lożach obiektem szczególnej pogardy. Zacny Kardynał wpłynął również na kształt słynnej i wielce uczonej encykliki Humani Generis, ogłoszonej przez Piusa XII w roku 1950, a zawierającej surowe potępienie błędów ówczesnych teologów modernistycznych.
Jako kardynał-przewodniczący komisji teologicznej odpowiedzialnej za przygotowanie soborowych „schematów” Ottaviani stanowił jej siłę napędową; oryginalne schematy były całkowicie ortodoksyjne i odnosiły się do wielu błędów. Kardynał nigdy nie wycofywał się wobec konieczności obrony nauczania Kościoła; publicznie zadeklarował, że dokumenty soborowe będą stanowiły kontynuację tradycji kontrreformacyjnej. Gdy Roncalli (Jan XXIII) zrehabilitował wszystkich teologów, których Ottaviani potępił w trakcie pontyfikatu Piusa XII, to do nich zwrócił się o sporządzenie nowych schematów – po tym jak pierwotne zostały wyrzucone do kosza. Kardynał Ottaviani został poniżony, a komuniści, moderniści i masoni świętowali.
Choć określenie „teologia kontrreformacyjna” nie zalicza się formalnie do terminologii teologicznej, stanowi potoczne określenie teologii uprawianej przez mistrzów okresu kontrreformacji, takich jak Melchior Cano, św. Piotr Kanizjusz, św. Robert Bellarmin, Tomasz Stapleton, William Estius, Francis Suarez, oraz Adam Tanner. Wszyscy oni jednomyślnie nauczali, że istnieją pewne prawdy zawarte wyłącznie w Świętej Tradycji, w które trzeba wierzyć. Twierdzą z naciskiem, że Kościół rzymskokatolicki jest Jedynym Prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa, poza którym nie ma zbawienia. Prawdy owe są znienawidzone przez świat – ten sam świat, który znienawidził Samego Chrystusa. Czy ktokolwiek stojący po stronie Boga-Człowieka może spodziewać się, że zostanie potraktowany bardziej przychylnie? „Błogosławieni będziecie, gdy was będą nienawidzieć ludzie i gdy was wyłączą i będą sromocić, a imię wasze wyrzucać jako złe, dla Syna człowieczego” (Łk 6, 22).
4. Walka soborowa przeciw niszczycielskiej sile modernizmu
W roku 1962 większość biskupów była modernistami bądź z modernizmem sympatyzowała. Mając do pomocy pseudopapieża Roncallego (następnie zaś pseudopapieża Montiniego – Pawła VI), moderniści byli nie do zatrzymania. Niemniej jednak zacny Kardynał używał swoich wpływów i encyklopedycznej znajomości procedur, by powstrzymywać ich przy każdej nadarzającej się okazji. Tę prawdę dobrze ilustrują trzy opisane niżej sytuacje:
1) Frings atakuje Święte Oficjum
8 listopada 1963 r. odrażający kardynał Frings zabrał na zgromadzeniu soborowym głos, odnosząc się do pytania, czy prerogatywy Kurii Rzymskiej nie powinny jej zostać przynajmniej częściowo odebrane i przekazane biskupom diecezjalnym. Wykazując się  niemal niezrównaną arogancją, lider modernistów zaatakował Święte Oficjum bezpośrednio: „Procedury stosowane przez Święte Oficjum nie przystają do obecnych czasów; stanowią dla ludzi pozostających poza Kościołem źródło zgorszenia. Żadna rzymska kongregacja nie powinna mieć władzy oskarżania, osądzania i potępiania człowieka, który nie ma żadnej możliwości się bronić”.
Kardynał Ottaviani słusznie potraktował wypowiedź Niemca jako bezpośredni atak na samo papiestwo. Gdy tylko Frings skończył mówić, zabrał głos i zganił go bezzwłocznie a surowo: „Muszę skorzystać ze sposobności, by z całą mocą zaprotestować przeciw potępianiu Świętego Oficjum, wyrażonego w tym miejscu obrad soborowych. Nie należy zapominać, że prefektem Świętego Oficjum jest nikt inny jak sam Ojciec Święty. Sformuowane tu krytyczne uwagi biorą się – by nie używać tu mocniejszych słów – z braku wiedzy na temat procedur obowiązujących Świętą Kongregację. Nikt nie jest oskarżany, osądzany, ani potępiany bez uprzedniego przeprowadzenia szczegółowego dochodzenia z udziałem kompetentnych konsultantów i doświadczonych specjalistów. Poza tym wszystkie podejmowane przez Święte Oficjum decyzje są osobiście aprobowane przez papieża – a zatem wyrażona krytyka rzutuje na opinię dotyczącą urzędu Wikariusza Chrystusa”. „Mocniejsze słowa”, których kardynał Ottaviani chciał użyć, brzmiały: KŁAMCA i OSZCZERCA. Każdy kanonista, czy to w diecezji Fringsa (w Kolonii), czy gdziekolwiek indziej, bez cienia wątpliwości miał świadomość, że sposób działania Świętego Oficjum jest bardzo uczciwy, a otrzymuje ono moc prawną dopiero w chwili zaaprobowania ich i promulgowania przez papieża. To, co uczynił Herr Frings, to celowo naopowiadał o Świętym Oficjum kłamstw – tak, by przedstawić Kongregację zajmującą się obroną wiary i moralności w złym świetle i zadać ciosy poniżej pasa zarówno kardynałowi Ottavianiemu, jak i papieżowi Piusowi XII, którzy bardzo skutecznie hamowali tak wielu teologów podzielających modernistyczne przekonania Fringsa.
Przemówienie Fringsa odniosło zamierzony skutek. Prasa doniosła, jak Ottaviani zachował się niczym „Wielki Inkwizytor” i bronił „naruszania praw człowieka”, którego rzekomo dopuszczał się Kościół potępiając herezje. Montini (Paweł VI) nigdy nie nakazał Fringsowi odwołania jego obiektywnie kłamliwego przemówienia; nie zmuszono go też nigdy do przeproszenia proprefekta Ottavianiego. Montini wyraźnie brał stronę heretyków i kłamców.
2) Potępienie „kolegialności”
Gdy doszło do debaty na temat kolegialności, kardynał Ottaviani raz jeszcze zabrał głos, by bronić prawdziwego nauczania Kościoła przeciw owej herezji: „Ci, którzy proponują zastosowanie zasady kolegialności biskupów znajdują się w błędnym kole, ponieważ zakładają, że apostołowie funkcjonowali i działali jako ciało zbiorowe, a z tego przypuszczenia wyciągają wniosek o kolegialnym charakterze grona biskupów. A jednak uczeni i doświadczeni profesorowie zajmujący się Biblią odrzucają tę tezę jako nie mającą żadnej solidnej podstawy w Piśmie Świętym. Obrona kolegialności oznacza stawianie granic zastosowaniu w praktyce zasady powszechnego prymatu papieża rzymskiego. A jednak faktem pozostaje, że tylko Piotrowi powierzono pieczę nad całą trzodą. To nie owce przewodzą Piotrowi; to Piotr przewodzi owcom”. (podkr. od Introibo)
Frings aż posiniał z wściekłości na to, że Ottaviani (wspierany przy tej właśnie okazji przez kardynała Spellmana z Nowego Jorku) w jawny sposób obnażał puste argumenty modernistów i pokazywał, kim faktycznie są dostojnicy-heretycy – stosującymi sofistykę durniami. Kardynał Spellman istotnie użył w swoim przemówieniu słów: „Strzeżmy się wysuwania postulatów, które mogą stać w sprzeczności z dekretami poprzednich soborów lub orzeczeniami papieży”. Do realizacji owych postulatów mogło dojść tylko przy braku asystencji Ducha Świętego obiecanego św. Piotrowi oraz jego następcom. Jednakże, skoro Paweł VI zaaprobował coś sprzecznego z nauczaniem poprzednich soborów lub orzeczeń papieskich, musi to oznaczać, iż NIE ma zapewnionej asystencji Ducha Świętego, ponieważ nie jest papieżem. Kardynał Spellman być może nieświadomie wypowiedział jedną z zasad, na której opiera się przeświadczenie o wakacie Stolicy Apostolskiej. Niestety, Spellman poszedł później na ustępstwo w sprawie Wiary, głosując za tak zwaną „wolnością religijną”. Decyzję tę będzie przed śmiercią opłakiwał (dosłownie lejąc łzy).
Mimo powyższe według demonicznej prasy Ottaviani przegrał bitwę, moderniści zaś prześladowaniami skłonili innych dostojników, aby przychylili się do ich postulatu w sprawie kolegialności podczas głosowania.
3) Stanowczy sprzeciw względem komunistów
Wielu modernistycznych dostojników przejawiało sympatię względem komunizmu. Sądzili, że koncepcja „powstrzymania komunizmu” (jak ówcześnie w Wietnamie) jest czymś niegodziwym. Potępili wojnę, nie potępiając jej przyczyn: grzechów ludzkości oraz zmorę komunizmu. 7 października 1965 r. Kardynał oświadczył: „Wojna nie jest jedynym, co powinniśmy potępić. Powinniśmy potępić także tak zwaną wojnę «partyzancką», metodę walki stosowaną głównie przez komunistów, aby poddać tej ideologii całe narody. Winniśmy potępić również subtelne działania bojowe stosowane przez przez jedne narody przeciw drugim: tzw. «sabotaż» i «terroryzm». Nie powinniśmy też zapominać, że komunizm wywołuje wojny – to jest: inicjuje agresję – pod płaszczykiem «wyzwalania narodów». Dla komunistów bowiem słowa przyjmują odmienne od zwykłego znaczenie, całkiem często wprost przeciwne temu, które normalnie zawierają się w danych słowach”. Nie trzeba dodawać, że sobór nie potępił komunizmu w żaden sposób. Roncalli już wcześniej sprzedał swą duszę komunistom; zgodził się na to, aby – jeśli komuniści pozwolą wschodnim biskupom schizmatyckim [i heretyckim, dodajmy dla ścisłości – przyp. tłum.] wziąć udział w soborze, nie będzie żadnego potępienia ich nikczemnego systemu władzy. Nazwano to „porozumieniem Watykan-Moskwa”; Montini je honorował. Kolejny przykład ekumenizmu „w rozkwicie”.
5. Potępienie nowej pseudomszy
W roku 1969 Eminencja spotkał się z grupką teologów z najwyższej półki i wspólnie sporządzili fundamentalne potępienie tak zwanego „Nowego Porządku Mszy (Novus Ordo)”. Ottaviani wysłał Montiniemu (Pawłowi VI) owo studium razem z pismem przewodnim we wrześniu roku 1969, dokładnie pięć miesięcy po „promulgowaniu” neoprotestanckiego nabożeństwa z użyciem chleba i wina. W studium, zatytułowanym Krótka analiza krytyczna Novus Ordo Missae, wyliczono dogmatyczne powody, dla których novusową pseudomszę należy odrzucić. Po upływie miesiąca i braku jakiejkolwiek odpowiedzi, Kardynał usiłował spotkać się z Montinim na audiencji; doczekał się jedynie odmowy.
Kardynał Ottaviani zaprosił wszystkich biskupów chętnych do obrony Mszy wszechczasów i przeciwnych nieważnej jej podróbce, by wspólnie z nim złożyli pod studium swe podpisy. Na wezwanie odpowiedziało jedynie dwóch hierarchów: biskup Błażej Kurz (wygnany biskup diecezji Yangzhou w Chinach) oraz Antonio kardynał Bacci. Biskup Kurz przebywał właśnie w (katolickim) szpitalu i jakimś sposobem studium nigdy doń nie dotarło (!). Kardynał Bacci podpisał je, podane do publicznej wiadomości zostało zaś 15 października 1969 r. Studium zawierało solidne argumenty, którymi każdy katolik mógł posłużyć się dla uzasadnienia, dlaczego odrzuca novusową pseudomszę (z całkiem pokaźnej liczby 27 powodów); studium określało ją następująco:
  • zaprzeczenie wszelkich katolickich pretensji do bycia Prawdziwym Kościołem;
  • obalenie Tradycji niezmiennej w Kościele od czwartego i piątego wieku;
  • [„msza”] satysfakcjonująca nawet najbardziej modernistycznych protestantów;
  • systematyczna i milcząca negacja Realnej Obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie
  • niewiarygodna innowacja
  • WEWNĘTRZNIE BŁĘDNA (podkr. Introibo]
Studium zwano odtąd Interwencją Ottavianiego; winno ono znaleźć się na półce każdego tradycjonalisty. Należałoby czytać je przynajmniej raz do roku, by przypominało, co nam zabrano i jakie zło podstawiono w puste miejsce.
W roku 1970 pojawił się w obiegu podpisany rzekomo przez Kardynała list, w którym wycofywał on swoje poparcie dla treści listu i wypierał uczestnictwa w jego tworzeniu. Podpis Ottavianiego uzyskano podstępem, jako że w roku 1970 był niemal całkiem niewidomy; podstępcą zaś niejaki monsignor Gilberto Agustoni, członek „konsylium”, które sprokurowało novusową pseudomszę wespół z wolnomularzem Bugninim. Kardynał Ottaviani nigdy nie wycofał słów potępienia wobec „nowej mszy”; nigdy też nie odprawił niczego innego niż Mszy tradycyjnej.
6. Obrońca Ruchu Katolickiej Tradycji
Ksiądz DePauw po raz pierwszy usłyszał nazwisko „Ottaviani”, gdy studiował w seminarium prawo kanoniczne: wśród lektur znajdował się podręcznik napisany przez przyszłą głowę Świętego Oficjum. Gdy sam uzyskał tytuł kanonisty, nigdy nie przepraszał studentów ani kolegów za stwierdzenie, że pod względem duchowym oraz intelektualnym wiernym stara się być wiernym uczniem Alfredo kardynała Ottavianiego. Ksiądz DePauw nawiązał z Eminencją bliską znajomość u początku soboru watykańskiego drugiego; został mu przedstawiony przez swojego dawnego ordynariusza, Francisa kardynała Spellmana. Kardynał Ottaviani, będąc pod wrażeniem x. DePauwa, uczynił go jednym ze swoich periti [ekspertów]; ksiądz pełnił również rolę eksperta biskupa Kurza oraz kardynała Ruffiniego.
X. DePauw rozpoczął działalność Ruchu Katolickiej Tradycji 31 grudnia 1964 r., jeszcze w trakcie obrad soboru. Widział nadciągające zło. 15 marca 1965 r. upublicznił swój Manifest Katolickiej Tradycji i odmówił wprowadzenia jakichkolwiek zmian do Mszy, która wyrodziła się w „Potworność roku 1969”. Ordynariuszem x. DePauwa był ówcześnie ultramodernistyczny Lawrence kardynał Shehan z Baltimore. Jasno zadeklarował, że „zniszczy tego DePauwa, który jest mu solą w oku” i który nie robi nic poza „opóźnianiem postępu”.
Zwiedział się o tym kardynał Spellman (już żałujący niektórych swoich postępków w trakcie Vaticanum secundum) i natychmiast udał do x. DePauwa. Zadeklarował, że użyje swoich olbrzymich wpływów wśród polityków i prawników, by w rekordowym czasie nadać Ruchowi Katolickiej Tradycji [Catholic Traditionalist Movement (CTM)] osobowość prawną i dać mu bezpieczeństwo w zakresie cywilnego prawa Stanów Zjednoczonych. Prawo kościelne to była osobna kwestia. Kardynał Spellman spotkał się z kardynałem Ottavianim i powiedział mu o zamiarach Shehana. Eminencja zaprosił wtedy x. DePauwa, by spędził z nim tydzień w Rzymie (od 10 do 16 sierpnia 1965 r.).
Ksiądz podzielił się ze mną myślą, że przez ten tydzień dowiedział się o kościelnej polityce więcej niż był w stanie przypuszczać w trakcie swoich (ówcześnie) dwudziestu trzech lat kapłaństwa. Dziękował Bogu za to, że – poza wieloma bolesnymi wiadomościami otwierającymi oczy na niegodziwości – dowiedział się przy tej okazji, że nie wszyscy biskupi i kardynałowie to niegodni szacunku politycy, ten zaś, u którego zatrzymał się jako gość, jest człowiekiem, którego pełna błyskotliwości uczoność ustępuje jedynie jego prostej wierze i niewzruszonej prawości.
Kardynał Ottaviani przekonał Shehana, by podpisał dokumenty ekskardynujące x. DePauwa, „uwalniające” go z archidiecezji Baltimore; następnie zaś, 15 listopada 1965 r., inkardynował go do diecezji Tivoli, dzielnicy Rzymu. Pozwoliło to Księdzu kontynuować dzieło CTM. Gdy Shehan zdał sobie sprawę z tego, co zrobił Eminencja, wpadł w histerię. Zaprzeczył, aby kiedykolwek podpisywał dokumenty o ekskardynacji, „zawiesił” x. DePauwa „w czynnościach” i nakazał mu powrót do Baltimore. Inkardynacja do diecezji Tivoli pozwoliła na to, by x. DePauw podlegał bezpośredniej jurysdykcji biskupa Kurza.
Biskup Kurz wziął udział w starciu jeden na jeden z Shehanem; 17 stycznia 1966 roku wydał publiczne oświadczenie, podane do wiadomości przez media; oto jego kluczowy fragment:
„Uznaję każdy atak na x. DePauwa, z jakiegokolwiek źródła i od kogokolwiek może pochodzić, za atak na moją osobistą uczciwość jako biskupa Kościoła katolickiego. Składam solenne zapewnienie, że oświadczenia składane przez x. DePauwa wobec mediów [dotyczące jurysdykcji bpa Kurza po „uwolnieniu” go przez Shehana] zawierają prawdę i tylko prawdę” [podkr. Introibo]. Następnie, 22 maja 1966 r., w nowojorskim hotelu Garden City, biskup Kurz dokonał historycznego kroku, wypowiadając do świata podczas konferencji prasowej następujące słowa: „[U]dzielam Ruchowi Tradycji Katolickiej rekomendacji wobec wszystkich katolików gotowych bronić naszego Kościoła. Aktywne przywództwo CTM pozostanie w gestii x. De Pauwa; ja natomiast przyjąłem dziś zaproponowane mi przez zarząd Ruchu stanowisko i od teraz publicznie pełnię funkcję biskupa-moderatora Ruchu Tradycji Katolickiej”.
Biskup Kurz rzucił następnie wstrętnemu Shehanowi publiczne wyzwanie, by udał się do Watykanu i poprosił Pawła VI o deklarację, czy faktycznie podpisał dokumenty ekskardynacyjne, czy nie. Nie mając zwyczaju owijać w bawełnę, stwierdził, że, jeśli Shehan jest na to zbyt tchórzliwy, winien zachować się jak mężczyzna i przeprosić księdza, usiłując naprawić zło, jakie wyrządziło rzucone na x. DePauwa oszczerstwo. Shehan nigdy nie udzielił odpowiedzi; uchylił się od tego jak tchórz. Heroiczna odpowiedź biskupa Kurza była możliwa jedynie zakulisowym staraniom kardynała Ottavianiego.
Gdy w grudnia 1965 r. x. DePauw wyjeżdżał z Rzymu, by publicznie bronić Wiary Katolickiej i piętnować Vaticanum secundum, kardynał Ottaviani dał mu list zawierający dawane przez siebie rady. Jego fragment brzmi:
„Synu, są z Tobą moje modlitwy i błogosławieństwo. Będziesz ich potrzebował. Po powrocie do Stanów czekają Cię wielkie cierpienia. Ale bądź silny. Zważaj na każde wypowiadane słowo. Miej miłość nawet w stosunku do tych, którzy jej dla Ciebie nie mają. Obawiam się, że spróbują uczynić twoje życie niemożliwym nawet pod względem materialnym. Musisz jednak przetrwać. Walczysz o prawdę Bożą i naszą Świętą Matkę – Kościół. Wspieram Cię. Donoś mi o wszystkim. Jak długo żyję, nikt z Rzymu cię nie tknie. A, jeśli pożyję jeszcze parę lat, z chwilą gdy będę opuszczał ten padół płaczu, będziesz tak solidnie okopany, że po mojej śmierci również nikt Cię nie tknie”.
Słowa Kardynała sprawdziły się. Dzięki zamożnemu ojcu (narodowości belgijskiej), ksiądz DePauwowi nigdy nie doskwierała bieda. Cierpiał jednak wiele z powodu ciągłęgo nękania przez modernistów.
7. Podsumowanie
Wedle mego mniemania, że w najczarniejszym dla Kościoła okresie, Trójca Przenajświętsza wzbudziła kwartet duchownych, który pozwolił Jedynemu Prawdziwemu Kościołowi przetrwać. Duchowni ci czynili, co w ich mocy, znajdując się w jedynych w swoim rodzaju okolicznościach i w oparciu o to, jak rozpoznawali ówcześnie sytuację. Alfredo kardynał Ottaviani, Antonio kardynał Bacci, biskup Blaise S. Kurz oraz ksiądz Gommar A. DePauw zostaną pewnego dnia uznani za bohaterów Kościoła (którymi faktycznie są), za tych, którzy wytyczyli innym szlaki (w zakresie czynienia tego, co możliwe, dla obrony Wiary). Szanuję innych duchownych walczących o Kościół, lecz u początków Wielkiej Apostazji nie słychać było nazwisk arcybiskupa Marcelego Lefebvre’a, biskupa Alfreda Mendeza, ani arcybiskupa Piotra Thuca. Ujawnili się oni dopiero po tym, jak działanie podjęli owi odważni „pierwsi reagujący”.
Tym, co wyróżniało spośród innych kardynała Ottavianiego oraz trzech współpracujących z nim duchownych, był dar męstwa, jeden z siedmiu darów Ducha Świętego otrzymywanych w sakramencie bierzmowania. Męstwo to – wedle definicji – „stałość umysłu w czynieniu dobra i unikaniu zła, szczególnie gdy wiąże się to z trudnościami lub zagrożeniami, oraz pewność, że pokona się wszystkie przeszkody, nawet te najbardziej niebezpieczne, ze względu na przekonanie o prawdziwości obietnicy życia wiecznego”. Czy ktokolwiek czytający powyższy artykuł może zaprzeczyć temu, że kardynał Ottaviani był człowiekiem mężnym? Bóg dał mi zaszczyt i dobrodziejstwo niemal dwudziestoczteroletniej znajomości z x. DePauwem jako moim duchowym kierownikiem. Wciąż mi go brakuje i obawiam się, że ludzi takich jak on świat już nigdy nie zobaczy.
Nikczemnicy nadal kłamią i oczerniają owych czterech mężnych obrońców Kościoła. Fakty jednak nie ulegną zmianie, jakkolwiek usilnie byśmy się o to starali. Wielkie zapewnienie płynące z naszej Wiary mówi nam również o tym, że śmierć nie jest „ostatecznym pożegnaniem”, ale oznacza „na razie do zobaczenia”. Pociechę czerpię ze słów Pisma Świętego:
„A dusze sprawiedliwych są w ręce Bożej, a nie tknie się ich męka śmierci. Zdało się oczom głupich, że umarli, poczytane jest utrapieniem dokończenie ich, i droga, która od nas jest, zatraceniem, lecz oni są w pokoju” (Mdr 3, 1–3).
Tłum. Fidelis Zagurski